Rzadko kiedy na naszym rynku zostają wydane mangi, które dopiero co rozpoczęły serializację (i nie są rysowane w trybie "raz na ruski rok"). Z takich przypadków kojarzy mi się jedynie Księga Vanitasa oraz mangowa wersja No Game No Life, tyle że pierwsza pozycja miała to znaczące ułatwienie, bo pochodziła od znanej i szanowanej autorki, natomiast to drugie rozbiło bank dzięki popularnemu anime. SPYxFAMILY to jednak ewenement jakich mało. O zainteresowanie klimatami szpiegowskimi można by posądzać prędzej rodziców i dziadków oglądających pasjami Stawkę większą niż życie albo filmy z Bondem (i to raczej z Seanem Connerym, a nie obecnym Craigiem), a nie ludzi młodych, którzy jarają się głównie superbohaterami i protagonistami isekajów. A tu proszę - aż serce rośnie na widok popularności, która nie zna granic ni kordonów. Oczywiście przychylność odbiorców to zasługa świetnego pomysłu i sposobu prowadzenia serii, a przykład Tatsuyi Endo pokazuje, że nie jest ważne, ile lat pracuje się w branży, bo zawsze znajdzie się dobra pora, żeby podbić rynek wraz z sercami milionów fanów.

Tytuł: SPYxFAMILY
Tytuł oryginalny: SPYxFAMILY
Autor: Tatsuya Endou
Ilość tomów: 5+
Gatunek: shounen, akcja, komedia, okruchy życie, dramat
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
Kiedy po egzaminach wstępnych oraz rozmowach rekrutacyjnych przychodzi czas na ogłoszenie wyników naboru do Akademii Eden, okazuje się, że rodzina Forger... no cóż... jednak zawaliła sprawę. Ale nie tak znowu dokumentalnie, bo chwilę potem okazuje się, że dzięki brawurowej akcji Loida, który obronił egzaminatorów przed podstępnym atakiem komara-mordercy, Anya znalazła się na pierwszym miejscu listy rezerwowej. Wystarczy zatem, aby tylko jedno dziecko z głównej listy naboru z jakichś powodów wycofało się z nauki w Akademii, żeby Anya wskoczyła w to miejsce. Yor oczywiście zaczyna mieć dość krwawe pomysły odnośnie eliminacji potencjalnych rywali (które ostatecznie zostają w jej głowie, bo to jednak dobra kobieta jest), natomiast Loid zgodnie z radą wąsatego nauczyciela postanawia zaczekać na naturalną kolej rzeczy. Kilka dni później odzywa się telefon z pozytywną informacją. Jest! Anya może się uczyć w Akademii Eden! Wygląda więc na to, że można zacząć wprowadzać w życie kolejny etap tajnej operacji zbliżenia się do Donowana Desmonda, tym bardziej że naukę w szacownym przybytku edukacji dla elit ma również rozpocząć jego drugi syn, sześcioletni Damian.
 |
O matko z córkom! A nawet córkom-córkom-córkom-córkom!
|
To, jak Tatsuya-sensei cudownie zachowuje równowagę między warstwą komediową, zawrotną akcję i szczyptą mocno trafiających w serce feelsów, jest dla mnie nawet nie tyle odkryciem roku, co chyba całej dekady. Nie wiem, kiedy ostatnim razem widziałam tak sprawnie prowadzony shounen, który trafiałby w gust tak szerokiego grona publiki. Może stary, dobry Fullmetal Alchemist byłby najbliżej? Tak, to chyba ta kategoria wagowa hitów zasługujących na wychwalanie pod niebiosa. Oczywiście po trzech tomach wciąż ciężko wyrokować, jak będzie wyglądać dalszy rozwój historii i czy w którymś momencie nie nastąpi zmęczenie materiału, ale na tę chwilę wydarzenia rozgrywają się odpowiednio naturalnie, a nowi bohaterowie stopniowo ubogacają drugi plan szalonych wydarzeń. Szczególnie kiedy Anya wreszcie trafia do Akademii Eden, mamy okazję poznać kilkoro snobistycznych dzieci, w tym syna głównego przeciwnika Loida, małego Damiana Desmonda. Skojarzenie z pewnym Ślizgonem z serii o brytyjskich czarodziejach jest tu bardzo na miejscu (szczególnie jeśli doda się do tego dwóch wiernych i kompletnie nijakich przydupasów), jednak Damian jest na o tyle straconej pozycji, bo Anya faktycznie ma moce, a on nie.
 |
Spieg, któly mnie latuje brzmi jak jakiś budżetowy spin-off do Szpiega, który mnie kochał.
|
Znów w tomie trzecim wydarzenia w dużym stopniu skupiają się na "rodzicach" Forger, którzy muszą stawić czoła Yuriemu, młodszemu i wybitnie nadopiekuńczemu bratu Yor. Nie powiem, pierwszy tom dał mi jedynie mgliste pojęcie o tej postaci i choć spodziewałam się człowieka z bzikiem na punkcie ukochanej siostrzyczki, to jednak umknęło mi, że w tej mandze absolutnie nikt nie jest do końca tym, za kogo się podaje. No i oczywiście okazało się, że rodzeństwo Briar ma najwyraźniej wrodzone ciągoty do przemocy i jak siostra jest płatną zabójczynią, tak brat od roku aktywnie działa w tajnej policji zajmującej się wyłapywaniem szpiegów. Yuri, mimo miłego brzmieniem imienia, nie jest specjalnie sympatycznym gościem, choć na swój sposób rozumiem, że praca taka jak jego może łatwo wpędzić człowieka w kolejne warstwy manii prześladowczej (wzmaganej przez niezdrową miłość do siostry). Sama działalność tajnej policji nie jest jednak dla mnie problemem, bo cały myk polega na tym, że mimo brutalnych praktyk faktycznie działają na rzecz ochrony państwa. Liczę, że w przyszłości całe to zaplątane spaghetti konszachtów i podejrzeń zmieni się w wielką, emocjonującą akcję, gdzie dojdzie do połączenia sił w słusznym celu... no bo nie oszukujmy się - po to są te shouneny, żeby ostatecznie podnosiły nas na duchu i pokazywały lepszą stronę świata, choćby i tego wyimaginowanego.
 |
*motyw główny z Rocky'ego pasuje jak ulał*
|
O Damianie już napomknęłam, ale przydałoby się powiedzieć jeszcze kilka słów, jako że jest to bardzo prominentna postać nie tylko w samej Akademii Eden, ale również w ramach całej operacji Strix. Nikogo raczej nie dziwi, że szkoła dla bogaczy będzie usiana zadzierającymi nosa burżujami, ale Damian całkiem szybko zyskuje w oczach czytelników tym, że tak jak my zaczyna doceniać Anyę (choć na swojej pozycji nie może się otwarcie przyznać do akceptowania istnienia jakiejśtam pośledniej plebejuszki). Mimo to ich milcząca sztama czy sytuacje, kiedy są w stanie żywić do siebie pokrętny rodzaj szacunku nadaje całej relacji niezwykle ciekawej dynamiki. Znacznie bardziej wolę takie stopniowe zmienianie postrzegania drugiej postaci z wroga do sojusznika niż natychmiastowe kumplowanie się na zasadzie "hej, bądźmy przyjaciółmi!" (dlatego trochę nie ufam Becky). No i w ogóle dobrze napisani villaini to nie ci, którzy śmieją się na cały głos i sieją wokół siebie chaos, ale są na tyle niejednoznaczni, że trochę ich nie lubimy, a trochę rozumiemy, co stoi za ich postępowaniem. A dodatkowo Damian idealnie wpasowuje się w cały główny motyw związany z posiadaniem podwójnej tożsamości - bo na zewnątrz może być sobie skończonym bucem, ale w środku jest bardzo poukładanym, świadomym zasad chłopakiem.
 |
Bo life is brutal and full of obgadywanie za plecami.
|
Czy mogę jeszcze poświęcić oddzielny akapit na miny Anyi? Proszę? PROSZĘ? A, zaraz. Przecież to ja tu prowadzę tego bloga i nie muszę się z niczego tłumaczyć. W takim razie... O matulu kochana, jak ja uwielbiam miny Anyi! Cudowne jest w nich to, że za zabawnymi reakcjami kryje się tak naprawdę ogrom spostrzegawczości i dziecięcej inteligencji (ba, w końcu to Anya jako jedyna ogarnia prawdziwe tożsamości członków swojej rodziny, co często wykorzystuje w pomysłowy sposób). Chrońcie Anyę. Chrońcie jej uśmiech. Chrońcie jej wybałuszone oczy. Chrońcie jej opadniętą szczękę. I chrońcie ją całą. Dawno nie spotkałam w popkulturze dziecka, które zachowuje się po dziecinnemu, ale wciąż dysponuje odpowiednią dozą zaradności. No i jak tu nie kochać dziewczynki, która doskonale zdaje sobie sprawę, że może ściągać za pomocą telepatii, ale jednocześnie rozumie (bezwzględne) zasady życia w społeczeństwie, więc ostatecznie stara się zadbać o oceny samodzielnie. Plus należy docenić, że mimo zdobywanej co i rusz wiedzy o rozgrywających się w kuluarach spiskach potrafi zachować względny spokój, a nawet jest w stanie to wykorzystać i uratować sytuację na różne wymyślne sposoby. Na tym zakończymy dzisiejszy kącik zachwytów nad Anyą, a następnym razem zapraszam do samodzielnego wypełnienia ankiety "10 powodów, dla których chętnie adoptowałbym/łabym Anyę jako swoją córkę".
 |
Typowy polski pojedynek wagi ciężkiej - rodzic kontra praca domowa.
|
Jestem przeszczęśliwa, że manga tak szybko ukazała się Polsce, ale jest mi też ogromnie smutno, bo to oznacza, że praktycznie za chwilę dogonimy japońskie wydanie. Nie zdecyduję się jednak na sięgnięcie po skany, bo wydawnictwo Waneko odwala tu kawał niesamowicie dobrej roboty, czy to pod kątem tłumaczenia, czy nawet samej edycji (ach te zgrabne onomatopeje umieszczane za postaciami). Seplenienie Anyi też wcale nie przeszkadza mi w lekturze, a momentami nawet podbija humorystyczny wydźwięk scen, gdy bohaterka mówi coś śmiertelnie poważnego w niecelowo zabawny sposób (mecz zbijaka absolutnie rządzi). Jeśli nie ufacie shounenom, to temu jednemu powinniście dać wiarę niezależnie od tego, że opowiada o szpiegach, tajniakach i innych oszukistach. Wystarczy, że z każdej strony mangi wylewa się absolutnie szczera pasja z jej tworzenia.
 |
Ucz się, ucz, bo nauka to do wyleczenia bezsenności klucz.
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze