Są serie, które starzeją się dość kiepsko, ale trafiają się i takie, które mimo upływu czasu wciąż zachowują jakiś taki specyficzny urok czy wzbudzają powszechny szacunek przez fakt, że stanowią istotne podwaliny dla rozwoju danego gatunku. Mangi autorstwa pań z CLAMPa zdecydowanie należą do tej drugiej grupy. Z jednej strony przedstawiany w nich humor jest już reliktem swoich czasów, ale z drugiej trzeba przyznać, że rozwikływanie złożonych fabuł czy śledzenie rozwoju postaci sprawia satysfakcję po dziś dzień. Card Captor Sakura bardziej niż prostą, słodką serią o kilkuletniej mahou shoujo jest historią obyczajową opowiadającą o rozumieniu swoich uczuć oraz darzeniu bliskich miłością, bez tracenia czasu na odgrywanie tsundere czy innych takich tropów. A jeśli chodzi o szczerość i otwartość, to dzieci są akurat najlepszymi powiernikami tego typu wartości.

Tytuł: Card Captor Sakura
Tytuł oryginalny: Card Captor Sakura
Autor: CLAMP
Ilość tomów: 12
Gatunek: shoujo, akcja, fantasy, komedia, dramat, szkolne życie, romans
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)
Za sprawą historii Tomoyo, która opowiada o pewnym zwyczaju, według którego wręczenie własnoręcznie wykonanego misia ukochanej osobie ma być dobrą wróżbą w miłości, w klasie Sakury tworzy się swego rodzaju moda na szycie pluszaków. Samej głównej bohaterce ta sztuka nie do końca się udaje, a choć ze wszystkich sił stara się stworzyć uroczego misia, wychodzi jej jedynie coś na kształt pozbawionego skrzydełek Kerberosa. Dziewczynce postanawia pomóc Eriol, który nie tylko umie świetnie gotować, ale jest też niezwykle biegły w sztuce robótek ręcznych. Dzięki niemu Sakura jest w stanie ukończyć pracę nad misiem, którego pragnie sprezentować Yukito. W tym samym czasie misia szyje również Syaoran. Choć wydawałoby się, że on również pragnie przekazać podarunek sympatycznemu okularnikowi, za sprawą rozmowy z Yue Syaoran wreszcie pojmuje, że w przypadku Yukito nie chodzi wcale o romantyczną miłość, a o wrodzoną wrażliwość na ukrytą wewnątrz chłopaka magię, ale w zamian w sercu Li pojawiło się uczucie do kogoś zupełnie innego... kogoś, kogo przez cały ten czas dopinguje, walczy ramię w ramię, ale też dzieli się troskami i spędza wesoło czas w szkole...
 |
O proszę - trochę jak Zespół R w wydaniu Sakurkowym.
|
Od tomu 7 rozpoczął się kolejny duży arc, więc należało się spodziewać, że kilka środkowych tomów zostanie przeznaczonych na przygody w stylu seriali proceduralnych, gdzie co rozdział pojawia się jakaś nowa przeszkoda do pokonania (określenie "potwór tygodnia" byłoby w tej sytuacji nieco na wyrost, bo nie stanowiły większego zagrożenia dla postronnych ludzi i wyglądały bardziej jak kolejne etapy testu umiejętności głównej bohaterki). Tak jak Sakura przez pierwsze sześć tomów kolekcjonowała Karty Clowa, tak od siódmego aktywnie zajmuje się "nadpisywaniem" własności poprzez stosowanie zebranych mocy w rozwiązywaniu jakiegoś magicznego problemu. Ogólnie nie mam przeciwko takim epizodycznym seriom, jednak w pierwszej połowie mangi za istnieniem zbuntowanych Kart kryły się jakieś ciekawe poboczne historie, natomiast im bliżej ostatecznego finału, tym całe te magiczne dylematy zaczęły mieć bardzo marginalny wpływ na wątek główny. Oczywiście dobrze, że pozostały czas antenowy przeznaczono na postacie ludzkie, ale te randomowe wyskoki na hasło "o nie, czuję moc Clowa Reeda!" po którymś razie zaczęły już trochę nużyć.
 |
Takie rozkładówki (i nie tylko) z uroczymi króliczkami to ja przygarnę w każdych ilościach!
|
A skoro już jesteśmy przy Clowie Reedzie, to należy także wspomnieć kilka słów o naszym nowych bohaterze - Eriolu - który pojawił się wraz z rozpoczęciem nowego arcu. Nie jest to postać ani zupełnie dobra, ani konkretnie zła, tylko taka... mocno chaotyczna? A przynajmniej chaotycznie wydają się jego działania, szczególnie że dwójka towarzyszących mu "chowańców" jest tak bardzo zbędna dla przebiegu całej akcji, że na ich tle Kerberos wygląda jak całkowicie kompetentny mózg drużyny Sakury. Dodatkowo o pochodzeniu Eriola wiemy tak naprawdę całkiem dużo, a jeśli ktoś miał jakąś styczność z innymi dziełami CLAMPA, to już w ogóle pewnie siedzi jak na szpilkach, chcąc wreszcie przejść do właściwego punktu kulminacyjnego. W efekcie knucie Eriola z poziomu koron kolejnych drzew nie wywiera na czytelniku większego wrażenia, bo wiadomo, że chce wzmocnić Sakurę i odpowiednio przetestować jej umiejętności na to, co będzie się działo w... no. Aby dowiedzieć się tych szczegółów, koniecznie sięgnijcie po
xxxHolic i
Tsubasę. Prezentacja pani Kaho i
skrywanej przez nią tajemnicy miała o wiele więcej ładu i składu, ponieważ nauczycielka została wprowadzona nieco później i trzeba się było sprężać, żeby rozwikłać zagadki w odpowiednim tempie. Plan Eriola jest w mojej opinii trochę za mocno przeciągnięty, co wynika przede wszystkim z ilości Kart, które muszą zostać choć raz aktywowane.
 |
Cała przyjemność po tatusia i mamusi stronie~
|
Właściwie znacznie więcej niż w wątku pracy dorywczej jako mahou shoujo dzieje się w warstwie uczuciowej, bo bohaterom znów przytrafia się kilka konkretnych sytuacji, kiedy to po kolei mierzą się ze swoimi prawdziwymi uczuciami i - co wydaje się niebywałe szczególnie na tle współczesnych serii shoujo - godzą się z odrzuceniem, by w zamian dopingować wybrankę lub wybranka serca w odnalezieniu szczęścia z inną osobą. Może
CCS jest dla mnie odrobinkę wątpliwą serią pod kątem przedstawiania pewnych pairingów (no dobra, właściwie tylko jednego pairingu, choć na szczęście ostatnio jakoś o nim przycichło), ale mimo to potrafi w piękny sposób nauczyć młodszych czytelników, jak należy szanować uczucia innych ludzi i pokazuje, że każda miłość jest wartościowa, niezależnie od płci czy wieku którejkolwiek ze stron. Niebywałe, że panie z CLAMPa potrafiły tak dobrze o tym opowiadać - a dodatkowo przepchnąć to przez redakcję - już ponad dwadzieścia lat temu.
 |
Źle to świadczy o kompetencjach nauczyciela matematyki w tamtejszej podstawówce.
|
Im dalej w las, tym
Card Captor Sakura zaczyna być coraz trudniejszą do zdefiniowania mangą pod względem docelowego odbiorcy. Z jednej strony czytelnicy w każdym wieku znajdą w niej coś dobrego - starsi mogą uzupełnić wiedzę o całym CLAMPowym uniwersum, pełnego nawiązań i alternatywnych światów, młodsi będą znów utożsamiać się z młodymi bohaterami, którzy przeżywają magiczne przygody na miarę swojego wieku i możliwości. Z drugiej... cóż... w pewnych punktach czasem niedomaga (jeśli jeszcze raz zobaczę gag z przerwaniem emocjonalnej rozmowy w kluczowym momencie, to przysięgam, że nie zawaham się obniżyć ostatecznej oceny). Na pewno fajnie podsunąć
Sakurkę dzieciom, których umysły nie są jeszcze przeżarte setkami poznanych dzieł popkultury, natomiast stare konie muszą się uzbroić w odrobinę cierpliwości, bo nie każda historia musi pędzić niczym samochody w
Initial D...
 |
Sakura dostała gorączki, a mimo to poszła do szkoły... Nie bądźcie jak Sakura!
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze