Parafrazując znaną sentencję o zwierzętach nieparzystokopytnych - shounen, jaki jest, każdy widzi. Z dużym prawdopodobieństwem jest to "gatunek", od którego znaczna część rezydentów fandomu w ogóle zaczęła swoją przygodę z medium mangi i anime, a i pewnie wielu autorów ma na swoim koncie chociaż jeden krótki tytuł celujący w młodszą publikę płci raczej męskiej (a w rzeczywistości obojga). Wydaje się więc, że nic oryginalnego w tym temacie stworzyć już nie można... choć akurat ten problem dotyczy większości wytworów masowej popkultury. I chociaż anioły, demony, wampiry i bezkształtne monstra (zwane tutaj jeźdźcami apokalipsy) widzieliśmy już nie raz, nie dwa, a nawet nie pięćdziesiąt, to liczy się to, co z tego połączenia wyniknie. No a tak się składa, że Seraph of the End zaczynał może niezbyt imponująco jako opowieść o zemście i trosce okazywanej przybranej rodzinie, jednak po kilkunastu tomach imprezka rozkręciła się na tyle, że zrobił się z tego wcale ładny festiwal plottwistów.

Tytuł: Seraph of the End - Serafin Dni Ostatnich
Tytuł oryginalny: Owari no Seraph
Autor: Takaya Kagami (historia), Yamato Yamamoto (rysunki), Daisuke Furuya (storyboard)
Ilość tomów: 21+
Gatunek: shounen, dramat, tajemnica, akcja
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
Nietypowy sojusz zawiązany między wyrzutkami z Cesarskiej Armii Demonów a oskarżonymi o zdradę wampirami opracowuje plan odbicia torturowanych na słońcu Krul i Ferida. Problem w tym, że pilnuje ich potężny Ky Luc, piąty progenitor, z którym kolaborujący ludzie i wampiry nie mają tak naprawdę większych szans, czy to w otwartym starciu, czy nawet przy próbie zorganizowania zasadzki. Jedyną opcją wydaje się zmasowany atak mający za zadanie skupić działania przeciwnika na walce, aby utorować drogę Yuu z aktywowanym trybem przemiany w demona, oraz liczenie na to, że uwolnieni w międzyczasie więźniowie - w domyśle wyżsi od Luca rangą - szybko się zregenerują i będą w stanie pokonać wroga. Podczas właściwej bitwy wszystko wydaje się iść zgodnie z planem, a kolejne siły sojuszu ludzko-wampirzego rozpraszają uwagę rozbawionego arystokraty, jednak kiedy nadchodzi kolej głównego bohatera, który zaskakuje wrogiego wampira swoją nieposkromioną siłą, nieostrożny Guren staje na linii jednego z ciosów i... i w efekcie potężną dziurę w klacie otrzymuje sam Yuuichirou, który chroni przełożonego własnym ciałem.
 |
No po prostu wampir na wampirze i wampirem pogania!
|
Mogłoby się wydawać, że im dalej w las - to znaczy im dalej w numerację tomików - tym fabuła powinna się robić bardziej rozwodniona, a zadane przed wiekami pytania powinny otrzymywać zasłużone odpowiedzi, rozluźniając pętlę ciekawości zaciśniętą na gardle czytelnika. Seraph of the End przekornie postanowił jednak zaserwować dość konwencjonalny jak na shouneny początek, gdzie wszystko skupiało się na wszechmocnym nakama power, a dopiero teraz objawił swoje prawdziwe oblicze, serwując grube zwroty akcji i tajemnice rodem z jakiegoś The Promised Neverland. No ale cóż się można było spodziewać po wampirach i demonach niż solidnego zaskoczenia przy wyjaśnianiu genezy ich pochodzenia? Nie inaczej jest i tutaj, a osobnicy, którym wcześniej mogliśmy życzyć kosy między żebra, teraz stają się najbardziej interesującymi postaciami. Najciekawsze jest jednak to, że Ferid wciąż wymyka się wszelkiemu pojmowaniu i jak na początku przeczuwaliśmy, że walczy po swojej własnej stronie, tak nawet na poziomie 20 tomu wciąż udaje mu się ukrywać kilka intrygujących asów w rękawie. Ech, Ferid, Ferid... co z ciebie wyrośnie, mój ty chłopcze bananowy?
 |
Przy takiej zgrabnej rozkładóweczce to można się prawie zawstydzić.
|
Fabuła grzeje do przodu tak bardzo, że brakuje już czasu na jakikolwiek rozwój starych postaci czy nawet czas antenowy dla niektórych z nich. Gdyby nie końcówka 20 tomu, to nawet nie wiedziałabym, czy Yoichi wciąż buja się z główną ekipą, czy może przez przypadek zostawili go w jednej z licznie odwiedzanych lokacji (w ogóle ten Yoichi wydaje się tak bardzo oderwany od całej sprawy, że łojejej, ale z ostatecznym podsumowaniem jego wątku wstrzymam się może do zakończenia mangi). Niektórzy mieli jednak całkiem sporo szczęścia, ze szczególnym uwzględnieniem demonów oraz wampirów wyższych szczebli, na co zresztą nadszedł już najwyższy czas. Taki Ashuramaru był do tej pory przedstawiany dość enigmatycznie, jako podejrzanie uśmiechająca... uśmiechający... uśmiechające się dziecko, jednak tom 17 przyniósł w tej kwestii istotny przełom. Dlaczego jest tak ważny i jaką mał tożsamość przed "przemianą" w demoniczny oręż, to wiedzieliśmy już ze skąpych sugestii Krul, ale te wspominki rodem z jakiegoś spin-offu Magi to dopiero była interesująca rzecz! Tylko dlaczego ci długowłosi blondyni zawsze muszą mieć coś za uszami? Nie ufaj przystojniakom, mówili. No nie ufaj im...
 |
Populacja szanujących przełożonego żołnierzy zmniejsza się.
|
Jestem świadoma, że kreska od początku utrzymywała wysoki poziom, ale kiedy dla porównania zerknęłam do wcześniejszych tomów - nawet niekoniecznie do pierwszego - mimo wszystko zauważyłam zaskakujący rozwój stylu rysowania pana Yamamoto i zauważalną poprawę projektów postaci. Ładnie obserwuje się to na przykładzie Ashuramaru (ma dziś chłopak szczęście do moich pochwał) - na początku jego twarz była bardzo krótka, tęczówki olbrzymie, a rogi mega wydatne, natomiast na poziomie obecnych tomów oczy nabrały znacznie łagodniejszego, pasującego do proporcji twarzy kształtu, uszy stały się smuklejsze, a różki są na tym etapie praktycznie niewidoczne. W międzyczasie poprawiła się nawet choreografia walk, na którą do tej pory raczej kręciłam nosem. Wcześniej pojedynki ograniczały się do zadawania jednego, może dwóch ciosów i przeniesienia ciężaru wymiany ataków na zaczepne dialogi, a teraz zdarzają się całkiem sprawnie przedstawione sekwencje porządnych bijatyk (na wspomnienie zasługuje tu np. końcówka tomu 18). Może nie zrobił się z Serafina Dni Ostatnich nie wiadomo jak wyładowany akcją shounen, ale walki ogląda się ze słuszną dozą przyjemności.
 |
Też nie mogę wyjść ze zdumienia, czemu przy atakach z zaskoczenia bohaterowie zawsze muszą sobie dodawać animuszu na głos...
|
Ile to jeszcze wszystko potrwa? Ot i zagadka, ale mam wrażenie, że jesteśmy już zdecydowanie bliżej wielkiego finału niż dalej. Skoro udało nam się poznać tożsamości głównych prowodyrów całego zamieszania, a przy okazji poznaliśmy wiele soczystych szczegółów dzieciństwa Yuuichirou, dlatego nie spodziewam się, żeby stawka mogła podskoczyć bardziej niż to, co właśnie się stało. Uważam zresztą, że chociaż One Piece trzyma poziom mimo wielu lat powstawania, tak prawdziwie solidny shounen powinien kończyć się koło 20, może 25 tomów. I właśnie takiego wyniku życzę Serafinowi Dni Ostatnich, tym bardziej że nie liczy się to, jak się zaczynało, ale w jakim stylu się przybywa na metę.
 |
Ależ to bardzo proste! Bierzesz jedną przybraną rodzinkę, rzucasz ją na pożarcie wampirom i voilà! Jeden cel życia masz już gotowy!
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze