Kłamstwo ma krótkie nogi i równie krótki, małżeński staż - recenzja mangi Tysiąc słodkich kłamstw (jednotomówka)

Ufff, ale się gorąco i pikantnie zrobiło tego lata! Zaledwie chwilę temu omawiałam pierwszy biurowy erotyk w formie mangi pod postacią Powiedzmy, że cię kocham, a tu życie zdążyło już przygotować kolejną dawkę uniesień i intensywnych rumieńców - to głównie przez te piekielne upały, przysięgam! - przy lekturze Tysiąca słodkich kłamstw. Ech, zaczynam wierzyć, że praca w korpo wcale nie jest aż taka zła jak na to wygląda i można w niej liczyć na większą dawkę życia towarzyskiego niż na średniej wielkości konwencie. Zwłaszcza obecnie. Na horyzoncie póki co nie widać innych jaskółek zwiastujących rozwój tego "gatunku" na naszym rodzimym rynku (z całym szacunkiem dla hentajców od Akumy, ale to jednak nie to samo), dlatego trza się cieszyć tym, co jest. Zresztą, czy wybrzydzać w ogóle warto? Może nie liczy się ilość, a jakość?


Tytuł: Tysiąc słodkich kłamstw
Tytuł oryginalny: Usotsuki Mille Feuille
Autor: Hiro Eguchi
Ilość tomów: 1 (z serii Jednotomówek Waneko)
Gatunek: josei, romans, erotyka, komedia
Wydawnictwo
: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)

Akane Kinuta jest sekretarką w przeciętnym japońskim korpo i jak to przeciętne japońskie korpo mają w zwyczaju, co dwa lata przerzucają młodych pracowników z filii do filii, aby ci nabyli doświadczenia i zorientowali się, jak funkcjonują poszczególne oddziały firmy. Problem Akane polega na tym, że jest mega fanką gry mobilnej Słodcy Książęta, dlatego aktywnie uczestniczy we wszystkich eventach i promocjach, jakie twórcy przygotowują dla użytkowników. A te odbywają się przede wszystkim w Tokio... przy okazji pierwszych przenosin główna bohaterka ma o tyle dużo szczęścia, że ląduje nieopodal stolicy, jednak zbliża się termin kolejnego transferu i los może nie być już tak pomyślny. Zresztą, los w ogóle zdaje się wypiąć na Akane zadek, ponieważ sytuacja ta zbiega się z informacją, że serwery ukochanej gry wraz z końcem roku zostaną zamknięte! Sfrustrowana, rozżalona kobieta w przypływie  chwili (albo odpływie zdrowego rozsądku - zależy jak na to patrzeć) decyduje się skłamać w kadrach, że niebawem wychodzi za mąż, co jest jedynym dopuszczalnym argumentem zdolnym zatrzymać firmę przed dokonaniem transferu. Akane nie jest jednak w stanie utrzymać tajemnicy za zębami, ponieważ szczerą rozmowę z siostrą bohaterki przypadkiem podsłuchuje jej bezpośredni przełożony, Tsuneyasu Kuroki. Zamiast jednak donieść na podwładną, proponuje jej układ - fikcyjny ślub, aby ucieszyć babcię Tsuneyasu, a zarazem pozwolić Akane kontynuować jej gacha-pasję.

Pociąg z dyscyplinarką wjeżdża właśnie na tor dla bezrobotnych przy peronie kłamczuszków

Z emitowanego w sezonie wiosennym anime Odd Taxi dowiedzieliśmy się, że na graczy gachy (joł joł) nie czeka w życiu nic dobrego, że mogą spaść z rowerka, zostać zmiecionym z planszy i inne takie nowomodne określenia, którymi stary recenzencki grzyb stara się wyjaśnić sytuację młodym czytelnikom. Tymczasem z Tysiąca słodkich kłamstw wynika, że gry gacha to nie tylko nic złego, ale mogą stanowić klucz do znalezienia wybitnie przystojnego, nieźle ustawionego finansowo chłopa. Heh, nie ma to jak marzenia... Co prawda Hiro Eguchi w posłowiu pod obwolutą przyznaje, że sytuacja Akane jest odwzorowaniem tego, co przytrafiło się przyjaciółce autorki, jednak tylko do momentu "skłamała, że wychodzi za mąż, żeby nie zostać przeniesiona do kolejnej filii". Btw co za idiotyczny koncept uprawiają w tych firmach to aż mnie zęby bolą, ale to nie pierwsza i zapewne nie ostatnia rzecz, jakiej dowiaduję się o zwichrowanej mentalności japońskich korpoludzi. Z jednej strony trudno się dziwić, że ktoś decyduje się na kłamstwo - nawet nie musi chodzić o bycie otaku, ale o zwykłe poukładanie sobie codzienności w danym miejscu. Bo i co to za przyjemność z życia, skoro co dwa lata może cię wywiać na drugi koniec kraju, o ile nie na drugi kraniec globu (pozdrawiamy bohaterów Świata do góry nogami)? Z drugiej jednak strony próba przepchnięcia takiej fikcyjnej historyjki bez zgadania się z kimkolwiek zaufanym, aby taki związek udawać... powiem tak. Nie uważam kłamstwa za coś uniwersalnie złego, ale jak ktoś robi to parszywie, to i zasługuje na nauczkę.

Czy to starsze pokolenie nie zrobiło się przypadkiem nieco zbyt postępowe...?

To, że bohaterowie poszli na taki układ, wcale nie jest trudne do uwierzenia, bo każda ze stron ma ku temu solidne argumenty. O sytuacji Akane zdajemy sobie doskonale sprawę od samego początku i chyba mało kto chciałby się znaleźć na jej miejscu, natomiast jeśli chodzi o Tsuneyasu to problem jest wielowarstwowy. Nie będę zdradzać, co się dalej okaże, ale mimo kiepskiego pierwszego (i drugiego, i może jeszcze trzeciego też) wrażenia strasznie współczułam mu życiowego szamba. Niemniej faktem pozostaje to, że zachowanie Tsuneyasu na wczesnym etapie historii jest co najmniej paskudne - to wypisz wymaluj Kyouya z pierwszych tomów Wilczycy i czarnego księcia, tylko dorosły, a przez to posiadający znacznie większą przewagę nad swoją podwładną. Szczęśliwie Akane jest przedstawicielką nowego pokolenia bohaterek erotyków, które nie są wcale aż tak grzeczne i uległe, jak to jeszcze miało miejsce dekadę czy dwie temu. Kesesesese, ale mi się gęba śmiała, jak po małym numerku w biurowym składziku Akane odwdzięczyła się Tsuneyasu pięknym (a na pewno mało smacznym) za nadobne. Oczywiście nie jest idealną bohaterką, bo jej zafiksowanie na punkcie Słodkich Książąt i pluszaków trochę przyprawiały mnie o drugoręczne zażenowanie, ale nie mogę też powiedzieć, że to przedstawienie zakłamane, bo od czasu do czasu dociera do mnie, co gacha potrafi wyrabiać z ludźmi.

A za dwie miseczki w staniku to będą nawet dwie miseczki zupy, mniam, mniam~

Choć dynamika między dwójką głównych bohaterów nieco bardziej podobała mi się w Powiedzmy, że cię kocham, to już kreską Tysiąc słodkich kłamstw bije tytuł od Dango na głowę i całą resztę przyległości. Hiro Eguchi dysponuje doskonałym warsztatem wprost stworzonym do tego typu opowieści: umie zarówno w poważne chwile, jak i w komediowe chibiki, projekty postaci są fenomenalne nawet jeśli chodzi o zupełnie drugoplanową obsadę (tu moje serce podbiła zadziorna siostra Akane oraz babcia Tsuneyasu, po włosach której widać, że niedaleko pada jabłko od... eee... sadu?) i nie boi się eksperymentować z perspektywą. Poza tym scen zbliżeń pojawia się tu co nie miara, są naprawdę mięsiste - z wielu różnych, hm, hm, względów - i trwają po solidne kilka stron każda, przez co manga wydaje się idealnym kompromisem między romantycznym josei a legitnym hentajcem. I jasne, Tysiąc słodkich kłamstw należy traktować ze sporym przymrużeniem jako taką bajkę dla dużych dziewczynek (i chłopców też, żeby nie było!) o sztandarowym niegrzecznym przystojniaku nawróconym przez sympatyczną szarą myszkę, ale w tym właśnie tkwi piękno fikcji. Jak w prawdziwym życiu nie mamy gwarancji, co kryje się w głowie drugiego człowieka, tak szczerości uczuć odmienionych bohaterów zawsze możemy być pewni.

Erotyzm erotyzmem, ale trzeba tu pochwalić projekt bielizny - bardzo urocza, a jednak wciąż praktyczna!
 
Gdyby na naszym rynku częściej pojawiały się erotyki, których akcja działaby się w biurach (choć parę tytułów yaoi utrzymanych korpo-klimacie już zostało u nas wydanych), pewnie niewiele w tym temacie dałoby się jeszcze opowiedzieć, jednak w obecnej sytuacji i w ramach przecierania szlaków wybór takiej zwartej jednotomówki to absolutny strzał w dziesiątkę. Starsi czytelnicy mogą z łatwością pojąć problemy dorosłych bohaterów, natomiast dla młodsz... znaczy... dla osób, które dopiero co skończyły 18 lat i wciąż są jeszcze trybikami w systemie edukacji, porzucenie konwencji romansu w szkole jest czymś niezwykle egzotycznym i mocno działającym na wyobraźnię. Swoją drogą, jako studentka też chciałabym wierzyć, że w pracy czekają mnie lepsze podniety niż widok zer w przelewie pensji... Ale! Zawsze zostaje jeszcze Tysiąc słodkich kłamstw, które stanowi dobrze skomponowaną mieszankę erotycznych fantazji i uroczej historii o dopasowujących się do siebie ludziach.

Widzę się na tych kadrach i nie podoba mi się to...

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze