Szpiedzy (prawie) tacy jak my - recenzja mangi SPYxFAMILY (tom 1)

Rynek mangowy raczej niespecjalnie obfituje w tytuły, które z miejsca okazują się być światowymi fenomenami stojącymi zupełnie na własnych nogach, bez reklamowego wsparcia w postaci anime. Od czasu do czasu dzieją się jednak rzeczy, które nie śniły się nawet marketingowcom, a hitem staje się manga, która ledwie co doczekała się publikacji pierwszego tomu - i to w samej tylko Japonii! Tymczasem SPYxFAMILY już od pierwszych rozdziałów znajdowało się na ustach znacznej części fandomu, nie tylko tego azjatyckiego, ale z całego świata - statystyki na MALu nie wydają się kłamać i nawet jeśli oceny są zawyżone, to jednak sama rzesza czytelników robi w tej sytuacji wrażenie, a i liczba sprzedanych kopii wprawia w niezłe zdumienie (pierwsze trzy tomy przekroczyły już 2,4 miliona egzemplarzy - Kimetsu no Yaiba nie miało nawet co marzyć o takim starcie). Co ciekawe, seria jest oryginalnie wydawana w Shounen Jumpie+, czyli pobocznym magazynie, który odpowiada też m.in. za Fire Puncha, Hetalię World Stars, Piekielny Raj czy Vigilante. Porządne serie, choć nie żadne flagowce. Aż tu nagle, niczym ten szpieg z Krainy Deszczowców... no nie powiecie, że nie jesteście zaintrygowani, co się tutaj właściwie odtentegowia? W takim razie ruszajmy na misję i rozwikłajmy razem, na czym ten fenomen SPYxFAMILY polega.


Tytuł: SPYxFAMILY
Tytuł oryginalny: SPYxFAMILY
Autor: Tatsuya Endou
Ilość tomów: 4+
Gatunek: shounen, akcja, komedia, okruchy życie, dramat
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)

Mogłoby się wydawać, że wojna między Ostanią a Westalią jest już zamierzchłą przeszłością, a świat może wreszcie odetchnąć i spokojnie wyjść na prostą... jednak nic to bardziej mylnego. Napięcia polityczne wciąż są odczuwalne, a w kuluarach w najlepsze trwa wojna informacyjna, dlatego o pokój i bezpieczeństwo zwykłych obywateli muszą się teraz zatroszczyć nie żołnierze, a szpiedzy. Za jednego z najlepszych specjalistów w swoim fachu uznawany jest Zmierzch - skrupulatny i wyrachowany James Bond na miarę (nie)naszych czasów, który żadnej pracy się nie boi i z powodzeniem dokona wszystkiego, od zinfiltrowania bazy wroga po wykradnięcie kompromitujących zdjęć przekrzywionego tupecika ministra spraw zagranicznych. I pewnie to właśnie ze względu na swoje niesamowite kompetencje Zmierzch dostaje w przydziale dość szczególną misję. Ma zająć się Donovanem Desmondem, niezwykle niebezpiecznym człowiekiem, który chce doprowadzić do ponownej wojny między Wschodem a Zachodem. Żeby do tego nie dopuścić, Zmierzch będzie musiał wspiąć się na wyżyny swoich aktorskich zdolności, przyjąć miano Loida Forgera i... wcielić się w rolę przykładnego męża oraz ojca. Aby jednak zbliżyć się do Desmonda, Loid musi mieć dziecięcą wtykę w Akademii Eden, do której uczęszcza syn wroga, a to znów wymaga posiadania całej wzorcowej rodziny godnej wyższych sfer. Cóż więc było robić - Loid zabiera z sierocińca dziewczynkę imieniem Anya, a potem natyka się na piękną i cichą Yor, z którą zawiera transakcję łączoną. Nie wie jednak, że trafia mu się doprawdy nietuzinkowy zestaw, a do kompletu ze szpiegiem będziemy mieć do czynienia jeszcze z profesjonalną zabójczynią oraz małą, momentami mocno nierozgarniętą telepatką...

Bo jak to mówią, niedaleko pada jabłko od jabłoni - nawet jeśli to pierwsze wyturlało się wcześniej z innej skrzynki.

Nie licząc kilku losowych stron skanlacji, do których zajrzałam, żeby obadać kreskę i sprawdzić, czy taka stylistyka w ogóle mi pasuje, polskie wydanie to pierwszy raz, kiedy w ogóle mam styczność z fabułą serii. Słyszałam wcześniej coś o szpiegach, słyszałam o dziewczynce czytającej w myślach, ale jak to się niby miało razem kleić? Ni chu chu. Muszę jednak przyznać, że po lekturze nie tylko zaczynam rozumieć niezwykły fenomen tej mangi... ale też w całości dołączam się do zachwytów. SPYxFAMILY to idealnie przemyślany mariaż pomiędzy zgrabną komedią dedykowaną ludziom w każdym wieku a prawdziwie wartką akcją rodem z filmów o agentach działających w czasach Zimnej Wojny (tutaj nawet mamy odpowiedniki NRD i RFN). Choć pojawia się tu mnóstwo uroczo absurdalnych sytuacji, a biedny Loid - nazywajmy go tak dla lepszego wczucia się w misję - musi się borykać z naprawdę opornym materiałem w postaci swojej przyszywanej córki i nie mniej przyszywanej żony, to jednak wszystkie te szpiegowskie intrygi i cel za nimi stojący są robione bardzo, ale to bardzo na serio. Skrawki retrosów z dzieciństwa Loida pokazują przerażającą rzeczywistość, jaka miała miejsce podczas wojny i nic dziwnego, że jako profesjonalny szpieg stara się nie dopuścić, aby konflikt znów rozgorzał i zniszczył życia milionów niewinnych obywateli. Zwykle perfekcyjni szpiedzy są w popkulturze kreowani na idealne maszynki do osiągania zamierzonych celów, wyprane ze wszelkich wspomnień, danych osobowych i uczuć. Ale nie Loid. Oczywiście w trakcie misji jest mega skupiony i profesjonalny, jednak pozostawienie osobistych pobudek, nawet tych skrzętnie skrywanych na samym dnie serca, dodaje mu głębi i sprawia, że strasznie mu w jego działaniach kibicujemy.

No nie wiem jak wy, ale ja mam pełno sekretów, które trzymam w ukryciu SZCZEGÓLNIE przed rodziną.

Jednocześnie przez większą część czasu antenowego obserwujemy wydarzenia, które raczej ciężko jest brać na serio, szczególnie jeśli w równaniu uwzględni się jeszcze dwie żeńskie składowe, z których każda kolejna wprowadza do planu Loida coraz więcej nieoczekiwanych zmiennych. Yor to profesjonalna zabójczyni, która zajmuje się eliminowaniem wrogów na zlecenie, ale podobnie do Loida zabiera się wyłącznie za tych, którzy mogliby zakłócić pokój między sąsiadującymi państwami. Poza urodą w stylu czarującej famme fatale i technikami skutecznego asasynowania Yor jest jednak kompletnie niewinną, nieśmiałą towarzysko kobietą, a jej zdolność do wyczuwania fałszu została zabrana i w całości rozdysponowana między pozostałymi członkami udawanej rodziny. Tercetu egzotycznego dopełnia Anya, czyli totalny highlight całej serii. Dzięki telepatii tylko ona jedna ma świadomość, jak bardzo dziwną gromadką jest jej rodzina, ale zamiast się bać, jest tym wszystkim bez reszty zafascynowana. No bo powiedzcie - kto za dzieciaka nie marzył choć raz, żeby rodzice okazali się super skutecznymi tajnymi agentami? Anya ma jednak w arsenale nie tylko bezcenne miny, które puentują wszystkie zaskakujące akcje, do których dochodzi za sprawą jej telepatii, ale kiedy trzeba, jej zdolność przydaje się również w mocno kryzysowych sytuacjach. I nawet jeśli widać, że bez reszty kocha Loida i Yor, to jednak ma na tyle wpojonego zdrowego rozsądku, by nie afiszować się z posiadaną mocą (np. genialny ruch przy łapaniu złodzieja). Dla mnie to idealny przykład dziecka, które potrafi nieźle nabroić i zwykle bywa po prostu mało rozgarniętym maluchem, ale kiedy tylko trzeba zebrać się w sobie, to odpowiednio ruszy głową i zadziała zgodnie z głosem serca.

Wciąż nie umiem się zdecydować, czy lepiej do konwencji tej mangi lepiej będzie pasować czołóka z Casino Royale, czy jednak kiczowate Pozdrowienia z Rosji.

Mało jest u nas serii, które tak mocno opierałyby się na wątku rodzinnym, a chyba jeszcze mniej jest takich, które robią to bez zbędnego zadęcia i wprowadzania nieustających dram. Rodzinka "Forgerów" stanowi jednak podręcznikowy przykład tego, jak można przedstawiać relacje między ludźmi w sposób mega zabawny, a jednocześnie wciąż przemycać pod wierchnią warstwą humoru mądre, rozczulające motywy. Nie da się ukryć, że całą trójkę głównych bohaterów można określić mianem wyjątkowo aspołecznych osobników - nie wynika to z ich osobistych preferencji, ale z tego, co przeszli i jak zostali wytrenowani przez życie. Teraz jedna muszą zaufać swoim "kamratom", a im bardziej angażują się w odgrywanie przydzielonych im ról, tym naturalniej zaczynają się w nich czuć. Zresztą a propos wczucia, to scena na rozmowie kwalifikacyjnej w Akademii... uważam, że autor genialnie pokazał w niej rozwój postaci, jednocześnie ani na moment nie zaprzeczając ich profesjonalizmowi i chłodnej ocenie. No i co tu dużo mówić - po prostu trafił tu swój na swego. Gdyby to nie chodziło o takie aspołeczne sierotki, z których każda niedomaga na jakimś tle (tak, nawet ty, Loid), to to zupełnie by tak nie zadziałało. Na samym wstępie mieliśmy też okazję zobaczyć, jak to Zmierzch jako alias "Robert" był w udawanym związku z córką swojego politycznego wroga. Oczywiście mając do czynienia z nudną, opryskliwą, rozpieszczoną przez ojca Karen mężczyzna nawet się nie obejrzał, dając jej po ukończonej misji brawurowego kosza. Dopiero w zestawieniu z podobnymi sobie "geniuszami" Loid poczuł na tyle swojską atmosferę, że faktycznie do głosu zaczęły dochodzić prawdziwe emocje i odczucia. A ja akurat bardzo lubię takich oszczędnych w słowach, ale mięciutkich w środku facetów.

Za moich czasów Kinder-niespodzianka w zupełności wystarczała.

Wizualnie SPYxFAMILY przypomina mi coś w rodzaju mangowego My Hero Academia lub Fire Force zmiksowanego z animowaną Kaguyą-sama - kreska jest niezwykle dopracowana i stylowa, a kadrowanie, cieniowanie i dynamizm ruchów robią momentami niesamowite wrażenie (szczególnie przy scenach walk, które rozgrywane są z użyciem jednego, maksymalnie dwóch celnych ciosów). Jednocześnie projekty postaci czy tła są dość mocno uproszczone i bardzo przejrzyste. Jako że seria jest publikowana co dwa tygodnie, zachowuje udaną równowagę między ilością detali a luźną zabawą formą. Tatsuya Endo to prawdziwy człowiek renesansu jeśli chodzi o mangę - potrafi absolutnie wszystko, od epickich akcji przez rozczulające momenty po trafiające idealnie w punkt gagi. Ani jedna scena nie wydała mi się tu przeciągnięta ani przegięta w jakąkolwiek stronę. Autor za każdym razem doskonale wie, co chce przekazać w danym rozdziale, w bardzo płynny sposób przechodząc od melancholii do komedii i nazad. Nawet prostą scenę przywoływanej już rozmowy kwalifikacyjnej dla przyszłych uczniów Akademii Eden przedstawiono tak naturalnie, że czytelnik cały czas trwał w napięciu, czekając, czy komuś się coś przypadkiem nie wymsknie. Swoją drogą kiedy Anya mówi, że "chodzi do muzełów, je opele...", to nikt z bohaterów nie zwraca uwagi na ostatnie dwa słowa - czy to znaczy, że nauczyciele puszczają gdzieś mimo uszu radosną paplaninę dziecka, wiedząc, że i tak recytuje wszystko pod dyktando rodziców? A może uważają to za zupełnie szczere wyznanie, ponieważ zawiera w sobie tak prostą, uroczą omyłkę? Dodatkowo my znamy jeszcze jeden poziom całego kontekstu, bo przecież nieco wcześniej Loid faktycznie przyuczał Anyę, żeby powiedziała, że "chodzi do opery i muzeów, je w restauracjach", a tu pominięcie jednego wyrazu robi z nudnej regułki coś, co każdego uważnego czytelnika stawia w pełnej gotowości, bo oto pojawił się ten niegodny idealnego szpiega błąd! A to wszystko jest zaledwie jednym, maleńkim kadrem! No serio, no. Wszystkie komediowe sceny ogrywa się tutaj w tak inteligentny, naturalny, sprawny sposób, że nie mogę wyjść z podziwu, że ta seria naprawdę istnieje.

Wyszłam za mąż, zaraz wracam~

Muszę też mocno pochwalić wydanie w wersji polskiej. Nie licząc technicznych kłopotów w postaci odrobinę niedomagającego typesetiingu (ale naprawdę odrobinę, tak może kilka milimetrów na jakieś dwadzieścia dymków) i średniej grubości papieru, pierwszy tomik czytało mi się z niesamowitą przyjemnością. Fonty są czytelne i odpowiednio dobrane do charakteru historii, a tłumaczenie zawsze celnie trafiało w komediowy punkt i nie było w żaden dziwny sposób dośmieszniane. Szacun należy się też za sprawne ogarnięcie słodkiego seplenienia Anyi, które wypadło bardzo naturalnie, a mimo to wciąż dało się je bez trudu zrozumieć. Onomatopeje również zostały podstawione bez najmniejszego uszczerbku dla rysunków, a czasami nawet pokuszono się o zrobienie jakichś półprzezroczynkych liter. Choć myślałam na początku, że Waneko zdecyduje się na matową obwolutę, to zaprezentowany wariant full-błyszczący też jest bardzo ciekawy - nie wiem, skąd to wrażenie, ale użyta farba wydaje się jakby lekko metaliczna, dając efekt w rodzaju szpanerskich kolorowych długopisów, których używało się za dzieciaka (jestem taka stara...) lub drogiej, samochodowej karoserii. Ta, właściwie to mogę sobie bez trudu wyobrazić, jak Loid celowo jeździ właśnie takim smukłym, turkusowym porche, które idealnie pasowałoby mu do garnituru. Jakość druku też wypada bez zarzutu, więc jak na ten standardowy format - który osobiście bardzo lubię, bo jest zgrabny i wygodny w trzymaniu - wydanie zasługuje na porządną piątkę z minusem na zachętę.

Papa mode, tryb berserk.

Początkowo przez ten natłok optymistycznych opinii zaczęłam mieć sporo wątpliwości, czy ta seria naprawdę jest tak dobra, jak ją wszyscy zachwalają, ale... na Teutatesa, Ozyrysa i samego twórcę Nutelli, to absolutnie szczera prawda. SPYxFAMILY jest przecudowne - zabawne jak trzeba, sympatyczne jak trzeba i wartkie jak trzeba, a jeśli przy jakiejkolwiek mandze możnaby się było pokusić o herezję, że spodoba się każdemu, niezależnie od płci i wieku, to tutaj się tego podejmę. Kibicuję Loidowi w powodzeniu jego misji, jak również w odnalezieniu dalszego życiowego szczęścia (bo nawet szpieg zasługuje na jakąś porządną emeryturkę), trzymam kciuki za rozwój Yor, bo widać, że serce ma po tej dobrej stronie klatki piersiowej, a i miłość do młodszego brata idealnie przekłada się na sprawną opiekę nad małą córcią, i beznadziejnie kocham reakcje w wydaniu Anyi - jej wytrzeszczone oczka i subtelny opad szczęki zawsze stanowią najlepsze podsumowanie każdej kuriozalnej sytuacji. Gorąco polecam zainwestować w pierwszy tom i to nie kiedyś tam, przy sprzyjającej okazji, tylko już teraz, zaraz, póki premiera jeszcze nie ostygła - wsparcie serii zawsze się przyda, a i fajnie jest jarać się czymś na bieżąco, mogąc dzielić się wrażeniami razem z innymi czytelnikami. Dodatkowo macie niepowtarzalną okazję, żeby zyskać miano hipstera jeszcze zanim SPYxFAMILY dostanie anime, a jestem w pełni przekonana, że to prędzej czy później nastąpi.

To ci dopiero niepokalane poczęcie, co sprawiło, że najpierw na świecie pojawiła się córka, a dopiero później mama...

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.  

Prześlij komentarz

6 Komentarze

  1. Mam już zamówiony tomik i czekam na przesyłkę. Już sama okładka krzyczała " Kup mnie ! " :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak normalnie wszystko jest rzeczą gustu, tak tutaj stawiam na szali zjedzenie swoich kapci, że manga się spodoba i miło spędzisz przy niej czas :D

      Usuń
  2. "Yor [...] miłość do młodszego brata idealnie przekłada się na sprawną opiekę nad małą córcią" xD Sorry, zobaczysz chyba w trzecim czy czwartym tomie dlaczego mnie to śmieszy xD
    Nie wiedziałam, że Anya sepleni O.O W wydaniu manga plusa (czyli Viz) tego nie uwzględniono (i chyba tak wolałam, ale jeszcze nie mam tomiku z polskiego wydania, bo poczta polska).

    Ja mam tą przyjemność znania tej serii od pierwszego rozdziału, który wyszedł ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy, może to tak tu zabrzmiało, jakby Yor była nie wiadomo jak kompetentną kurą domową (a raczej nie jest, jak wynikało z wywiadu), natomiast wydaje mi się, że fakt posiadania brata daje jej te kilka punktów do przodu jeśli chodzi o radzenie sobie w rodzinie i okazywanie Anyi bardziej naturalnych uczuć :) Ale też jestem otwarta na kolejne zwroty akcji w temacie tego, jak bardzo ta kochana rodzinka okaże się jeszcze dysfunkcyjna. Cieszę się, że tyle jeszcze przede mną :D

      Z tym seplenieniem nie odczułam żadnych problemów, a nawet pasowało mi to do sytuacji Anyi z tym ciągłym wyalienowaniem i przerzucaniem od rodziny do rodziny. Co najwyżej zastanawiam się, czy to powinno być tak puszczane mimo uszu przez nauczycieli w Akademii? Widocznie prezencja Loida zrobiła swoje.

      Ha! I potwierdza się twierdzenie, że seria wymiata i rozkochuje wszystkich już od pierwszego rozdziału <3 Kusi mnie sięgnięcie po skany, ale takie tomikowe czytanie większymi partiami jest całkiem wygodne.

      Ściskam i dziękuję za komentarz!

      Usuń
    2. Czytając skany i tak dojdziesz do momentu, w którym trzeba czekać dwa tygodnie na rozdział xD A to potrafi dokuczyć (ostatnio pilnowałam godziny, żeby przeczytać rozdział zaraz po premierze, a poprzedni wcale nie zakończył się cliffhangerem).

      Usuń
  3. Skoro tak, to kupuję to tak szybko, jak wyjdą wszystkie dostępne tomy, a ja zbiorę się w końcu na jakiekolwiek internetowe zamówienie. XD
    Dzięki za recenzję!

    OdpowiedzUsuń