Pierścień i róż...ne takie problemy ze stalkerami - recenzja mangi Prawdziwa bestia (tom 6)

Długich serii spod znaku BL nie ma na rynku zbyt wiele, co wydaje się być całkowicie niezrozumiałą sytuacją w kontekście tego, jak stabilnie sprzedają się wszelkiej maści jednotomówki yaoi. Może to kwestia tego, że do tej pory do wyboru mieliśmy raczej ostro przekombinowane (łagodnie rzecz ujmując) i niespecjalnie urokliwe pozycje jak Zakochany tyran czy Sekaichi Hatsukoi? A może wina leży w całości po stronie autorek, które nie potrafią budować dłuższej fabuły bez wplątywania bohaterów w milion śmiertelnie poważnych dramatów, co po pewnym czasie jest w stanie zmęczyć nawet najwytrwalszą fankę romansów męsko-męskich? Na całe szczęście wydawnictwo Dango postanowiło nadstawić nieco uszka i dowiedziało się, że spośród długich serii BL stałą sympatią fandomu już od wielu lat cieszy się Honto Yajuu, które w Polsce ukazało się jako Prawdziwa bestia. Historia opowiada o związkowych perypetiach posterunkowego Tomoharu Uedy oraz nierozgarniętego syna szefa lokalnej yakuzy, Akiego Gotody. Nie dość, że już od pierwszych rozdziałów mamy do czynienia z pełnoprawną parą, to całość jest zrealizowana w lekki, przyjazny, obyczajowo-komediowy sposób - czyli dokładnie tak, jak to normalne żyćko normalnych ludzi zwykle wygląda. No, może prawie normalnych, ale o tym za chwilę...


Tytuł: Prawdziwa bestia
Tytuł oryginalny: Honto Yajuu
Autor: Kotetsuko Yamamoto
Ilość tomów: 11+
Gatunek: akcja, komedia, dramat, okruchy życia, romans, yakuza, boys love
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Po nieco zafiksowanym dniu i romantycznym wieczorze spędzonym na świętowaniu urodzin Akiego, Tomoharu wręcza ukochanemu prezent - obrączkę z grawerunkiem. I choć błyskotka jest nieco za duża na palce uroczego mafioza, to mężczyzna jest podarunkiem absolutnie urzeczony. Poświęca nawet kilka minut z samego rana, aby popodziwiać zawieszoną na rzemyku obrączkę, błyszczącą w świetle wstającego słońca. Szkoda, że i na Uedę nie może się dłużej pogapić, ale przykładny pan policjant musi udać się na obowiązkową służbę. Po buziaku na pożegnanie Aki wychodzi z mieszkania Tomoharu i cały w skowronkach wraca do posiadłości Gotodów, jednak kiedy decyduje się wziąć prysznic... okazuje się, że na zdjętym z szyi rzemyku brakuje obrączki! O la boga! Co tu robić! Co robić! Oczywiście w gorącej wodzie kąpany (w przenośni i całkiem dosłownie) Aki stawia na nogi wszystkich podwładnych ojca, starając się odnaleźć zagubioną biżuterię. Niestety - bezskutecznie. I kiedy Aki zaczyna coraz poważniej bić się myślami w związku z tym, co o wszystkim powie rozczarowany ukochany, na dokładkę do młodego yakuzy odzywa się młodszy brat Tomoharu, Natsuki...

Coby wyręczyć nasze polskie służby porządkowe, Dango funduje pocztówkę z przystojnymi policjantami i wizytę u uroczych higienistek.

W szóstym tomie autorka przygotowała dla nas dwie odrębne historie - wspomnianą już hecę z zagubioną obrączką oraz mikro-zazdro-aferę z młodocianym stalkerem, która później nabierze dość niespodziewanych rumieńców. Nie powiem, bo to oczywiście całkiem zrozumiałe, że profesja Uedy i spuścizna po tatusiu Gotodzie często wpakowują naszych gołąbeczków w jakieś niebezpieczne  sytuacje, ale szczęśliwie tym razem obyło się bez jakichkolwiek ran ciętych ani gryzionych, co stanowi zasłużony powiew świeżości. Oba problemy były natury czysto rozmownej (czy właśnie nie-rozmownej), więc ostatecznie dało się je załatwić bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. No, jedynie kondycja Tomoharu została wystawiona na kolejną próbę, ale jako przykładny policjant powinien być zawsze zwarty i gotowy do... no. Do służby. W imię miłości, rzecz jasna. Naprawdę dziwię się, że Yamase wciąż się jeszcze nie kapnął, na jakiej stopie zażyłości są Tomoharu i Aki, ale może to i lepiej, że ktoś dla odmiany tego nie wie, skoro cała yakuza praktycznie żyje na bieżąco schadzkami młodego panicza. Po przeciwnym biegunie znajdują się za to zatroskani państwo Ueda, którzy boją się o to, że ich starszy syn jako miłośnik wszelkiego równouprawnienia (w kontekście przedkładania partii shogi z dziadkiem swojej dziewczyny nad nią samą) nigdy nie ustatkuje się uczuciowo, nie wiedząc, że ten już zdołał okiełznać na stałe taką jedną bestię. A może to jednak bestia usidliła jego? Zoolog raczy wiedzieć.

...ale nawet tak wielki słodziak nie jest w stanie osłodzić smaku hojnie posolonej kawy...

Czytanie o perypetiach Tomoharu i Akiego jest jak śledzenie życia zaprzyjaźnionych znajomych, z tą drobną różnicą, że w prawdziwym życiu pakowanie się ludziom do ich sypialni byłoby raczej uznane za dość niepokojące zachowanie. Doskonale wiem, że nic na dłuższą metę nie może się między nimi popsuć i pewnie w innych okolicznościach byłoby to całkiem nudne, ale w mojej ocenie i na tle tytułów, które zwykle przeginają w drugą stronę, taka obyczajówka to najlepsza odtrutka. Związek chłopaków nie jest jednak bez wad, co to to nie. Z jednej strony Aki jest przeuroczy, że tak się stresuje reakcją Uedy na zagubioną obrączkę, ale trochę niepokoi też fakt, że na tym etapie bycia w związku wciąż z oporem przychodzi mu przyznanie się, że ma z czymś problem. Ech, ta duma gangstera... Bohaterowie mają nad czym pracować, jednak nie są to żadne traumy ani spaczenia, które wskazywałyby na konieczność skorzystania z usług specjalistycznej poradni psychologicznej. Po prostu, jak to w życiu bywa, mają oni swoje wady, których nie mogą się pozbyć na pstryknięcie palców (ale wciąż bardzo się starają, jak choćby tom wcześniej, kiedy Aki od razu wyjaśnił Uedzie całą hecę z napalonym Ryo).

Nie takich roznegliżowanych gagatków uprawiających jogging widzę czasami na osiedlu...

Choć jestem świadoma, że Prawdziwa bestia goni momentami swój własny ogon, a chłopaki obrywają po głowach tak często, że powinni im wyrobić w pobliskim szpitalu Karty Stałych Klientów, to jednak kocham tutejszy niepoważny klimat i afery kończące się w najgorszych przypadkach na szczerym śmiechu (a znacznie częściej na gorącym numerku w zaciszu mieszkania Uedy). Obserwowanie poczynań dorosłych ludzi będących ze sobą w stabilnym związku sprawia, że jestem ogromnie ciekawa, co stanie się dalej, bo te zakątki historii są zwykle kompletnie nieeksploatowane przez autorki romansów. Prawdziwa bestia to taka miła, stabilna porcja radości na każdą okazję - polecam do dobrego ciacha, a nawet i bez, bo samą mangą też się można nieźle zasłodzić.

Be my przenośny termoforek~

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

1 Komentarze

  1. Mnie osobiście nie przypadła manga za bardzo do gustu 😅 Mam wrażenie że praktycznie nic tam się nie dzieje i każdy tom wygląda praktycznie tak samo.

    OdpowiedzUsuń