...i dlatego nie warto życzyć "spełnienia wszystkich marzeń" - recenzja mangi Switched (tomy 1-3)

Choć wiem, że manga Switched została w 2018 roku zaadaptowana na sześcioodcinkowy serial aktorski (dzięki uprzejmości oraz finansom Netflixa), to jednak nie miałam z nim żadnej styczności ani przed, ani nawet po ogłoszeniu wydania pierwowzoru na rodzimym ryneczku. No cóż, japońskie produkcje live action to zdecydowanie nie mój kawałek podłogi. Mimo to zainteresowałam się mangowym oryginałem z dwóch względów - pierwszym kluczowym czynnikiem była długość, bo skoro jest to shoujo i ma zaledwie trzy tomy, to uznałam, że autorka musiała doskonale wiedzieć, co chce przekazać w takiej objętości ryzy papieru. Drugą zachętę stanowił element zamiany ciał, który co prawda do najoryginalniejszych motywów popkultury nie należy, ale wciąż można z nim wyczynić całkiem pomysłowe rzeczy, co udowodniły chociażby takie tytuły jak Yamada-kun to 7-nin no Majo, Kimi no na wa czy Kokoro Connect. A jeśli uwzględnimy fakt, że kogoś ta historia ujęła na tyle, że warto ją było przenieść również na ekrany, no to najwyraźniej odnalazł w tym wystarczająco dużo potencjału... którego i ja zdecydowałam się poszukać.


Tytuł: Switched
Tytuł oryginalny: Uchuu o Kakeru Yodaka
Autor: Shiki Kawabata
Ilość tomów: 3
Gatunek: shoujo, dramat, romans, szkolne życie, tajemnica, supernatural
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)


Ayumi Kohinata może być uznawana za dziewczynę urodzoną pod szczęśliwą gwiazdą. Posiada kochającą rodzinę, może poszczycić się niezłym zdrowiem, nigdy nie miała szczególnych kompleksów na tle swojej urody, a dopiero co zaczęła chodzić z Shiro, swoim przyjacielem z dzieciństwa, którego sama od pewnego czasu darzyła głębszymi uczuciami. Dzień po wyznaniu miłości świeżo upieczona parka ma się spotkać na pierwszej randce podczas Dnia Szkarłatnego Księżyca - jak sama nazwa wskazuje, widoczny w samo południe księżyc z nie do końca wytłumaczalnych powodów barwi się na czerwono, co da się zobaczyć jedynie w zamieszkiwanej przez bohaterów dzielnicy Akatsuki. Ayumi przekona się jednak na własnej skórze, że to nie jedyny dziwny fenomen, jaki ma wówczas miejsce. W pewnym momencie do przedzierającej się przez tłumy gapiów dziewczyny dzwoni jej koleżanka z klasy, Zenko Umine, która oznajmia, że zaraz umrze i prosi, aby spojrzeć w górę. Wtedy Ayumi dostrzega na krawędzi dachu pobliskiego budynku postać Zenko, która decyduje się skoczyć i... i wtedy Kohinata mdleje. Budzi się dopiero w szpitalu, gdzie zaniepokojona od razu pyta stojącą obok jej łóżka pielęgniarkę o stan Zenko. Wtedy kobieta przekazuje dość nieoczekiwaną informację - że owszem, Zenko trafiła do szpitala... i że jest nią obudzona Ayumi.

Co wam powiem, to wam powiem, ale wam powiem - no Netflix tak fajnych gadżetów nie zapewnia.

Na początku nie byłam specjalnie przekonana do postaci Zenko - od razu wyczułam, że zamiana ciał nie była dziełem kompletnego przypadku i że sama ją zainicjowała, z mniej lub bardziej świadomych powodów. Nie spodziewałam się jednak, że jej motywacje będą podszyte nie tylko chęcią zaznania akceptacji wśród rówieśników, ale też zechce ona dopiec Ayumi za to, że śliczna dziewczyna od zawsze miała wszystko podawane na tacy. Co jest jeszcze ciekawsze, Ayumi jest zwykłą, uprzejmą, uśmiechniętą licealistką, która wcale nie wywyższa się z powodu tego, że jest lubiana przez klasę, ma świetnego chłopaka czy że może poszczycić się urodą (dodatkowa przewrotność polega na tym, że w mojej ocenie jest zupełnie normalną dziewczyną, a nie zabójczą famme fatale). I wiecie co? To jest strasznie odświeżające podejście! Oczywiście nie zrozumcie mnie źle - nie uważam, że grubszym dziewczynom mającym problemy z trądzikiem powinno się z automatu przypisywać same negatywne cechy, no bo przecież to szczupłe piękności o wydatnych piersiach zasługują na życiowy sukces (jak nam wmawiają reklamy). Tylko że w Switched taka kreacja zostaje doskonale uzasadniona na przykładzie toczącej się kuli śniegowej - kąśliwe uwagi kierowane pod adresem Zenko już od czasów dzieciństwa coraz bardziej i bardziej podkopywały jej poczucie wartości, dlatego w reakcji obronnej postanowiła odciąć się od otoczenia lub rewanżowała się tym samym. To znów sprawiło, że jej charakter zaczął być zwyczajnie toksyczny, aż wreszcie pech chciał, że to Ayumi stała się jej głównym celem "zemsty", chociaż Kohinata miała chyba najszczersze pobudki ze wszystkich i traktowała Zenko z sympatią. No i co zrobisz, jak nic nie zrobić...?

Oczyma wyobraźni widzę tego tosta radośnie zwisającego z ust biegnącej w pośpiechu głównej bohaterki.

Dla równowagi w przypadku Ayumi naprawdę szybko poczułam z nią silną więź. Według mnie zachowywała się bardzo realistycznie i na tyle trzeźwo, na ile pozwala jej absurdalna sytuacja - po zamianie ciał próbowała udowodnić Shiro swoją wersję wydarzeń poprzed wypowiedzenie wszystkich informacji, które powinny być znane tylko ich dwójce. Jednocześnie przez cały ten czas, mimo ciągłego rzucania jej kłód pod nogi, starała się nie tracić pogody ducha i zachowywać się po prostu jak ona, niezależnie od posiadanego ciała czy swojej pozycji w klasie. Rozumiem też zachowanie Kagi, drugiego z przyjaciół Ayumi. Choć nie zawsze był święty i znacznie łatwiej dawał się ponieść emocjom - np. nigdy nie krył antypatii do prawdziwej Zenko - to jednak taki miał sposób na chronienie tego, co było dla niego naprawdę ważne. Nie umiał być super miły dla wszystkich, ale w zamian mógł bez problemu skoczyć w ogień (i nie tylko) dla przyjaciół. Najmniej konsekwentnie jest za to pisany Shiro. Na początku byłam święcie przekonana, że to jakiś tam pierwszy lepszy random z tła, którego Ayumi spotkała dopiero w liceum i znała tylko powierzchownie, co miałoby przełożenie na to, że chłopak kompletnie nie wyczuł różnicy w tym, jak zachowywała się jego świeżo upieczona dziewczyna. Ale kiedy wyszło na jaw, że znali się już od małego, a mimo to Shiro zachowywał się wobec Ayumi jak robot, który nie pozwolił sobie na jakiekolwiek wątpliwości czy okazanie wsparcia... niespecjalnie mi tym zaimponował, delikatnie mówiąc. Oczywiście później zostało wyjaśnione, dlaczego się tak zachowywał, jednak kiedy mówimy tu o chłopaku, który miał mieć nie mniej złote serce od Ayumi i każdemu okazywał masę życzliwości, to trochę się te informacje nie stykają.

Bo jak to mówią - dają to bierz, biją to uciekaj.



Nie mam problemów z tym, jak wygląda zakończenie, co kto sobie uświadomił i kto z kim ostatecznie skończył w parze. Przyczepiłabym się jednak do tego, że można to było wszystko lepiej zaprezentować i podkreślić. Końcówka jest upchana na tak absurdalnie małej ilości stron, że to aż niesprawiedliwe w stosunku do tego, jak dokładnie była rozwijana sytuacja w pierwszych dwóch tomach. Rozterki Kohinaty, próba dotarcia do informacji odnośnie tego czy i w jaki sposób można odwrócić podmianę ciał, stopniowe zrozumienie w jak strasznie toksycznej sytuacji znalazła się Zenko - to bardzo niestandardowe podejście do shoujo, które skupia się nie na romansie czy rozterkach sercowych, ale na odnalezieniu bądź odbudowaniu akceptacji. Tylko że kiedy problemy się kończą, autorka nie miała/nie dostała możliwości na to, żeby ten ostateczny "powrót do normalności" i wyciągnięcie wniosków z całej lekcji przedstawić. Pod tym względem przypominają mi się wszystkie baśnie kończące się na sakramentalnym "i żyli długo i szczęśliwie", bo przecież życie po pokonaniu jednej magicznej przeszkody musi być usłane różami i gołąbkami (które nawet kupy nie robią, bo to takie nieeleganckie). Przecież tu by się aż prosiło, żeby powstał jeszcze ten jeden tom - właśnie z Zenko na okładce - aby uzupełnić skład głównych bohaterów i uwydatnić, że to jest równoważna historia dwóch dziewczyn, z których jedna umiała sobie z tym wszystkim szybko poradzić, ale za to druga miała głęboko zakorzenione kompleksy.

Trudy dojrzewania - rodzina edition.

Mam też wątpliwości odnośnie tego, na co położony jest nacisk w całej tej historii. Bohaterowie regularnie wytykają sobie, że "nieważne, jak wyglądasz" albo "zależy ci tylko na wyglądzie", "zobacz, jakie to paskudne uczucie być brzydką!" i tak dalej, i tak dalej. Tymczasem gdyby to mnie spotkała taka zamiana ciał, wygląd byłby pewnie czwartą czy piątą rzeczą w kolejce, o którą bym się przejmowała. Najtrudniejsza w tym wszystkim wydawała mi się tak naprawdę utrata tożsamości, ukochanej rodziny czy pokoju z osobistymi rzeczami. I naprawdę - kij z tym, ile pryszczy masz na nosie, kiedy nie możesz nawet przytulić się do własnej mamy, sięgnąć po zachomikowane na później ciastka czy otworzyć laptopa i odpalić swój ulubiony, łzawy film. Jasne, nie było miejsca na tak liczne rozterki i rozumiem, że akurat Zenko chciała wymienić wszystko w pakiecie, łącznie z rodziną, a Ayumi na początku faktycznie starała się mimo wszystko wrócić do własnego domu. Jestem jednak przerażona reakcjami męskiej części obsady. Panowie, serio, proszę nie sprowadzać płci niewieściej jedynie do stojaków na urodę, którym wystarczy do szczęścia to, że wy jedni znacie prawdę. Życie to jest taki ściśle połączony pakiet usług telekomunikacyjnych i jedna dobra taryfa nie sprawia, że pozostałe dziesięć przestaje być do dupy. Uch, serio... ja po kilku dniach poza domem mam syndrom odstawienia i skaczę ze szczęścia, kiedy mogę wbić się w ulubioną bluzę, a tu się funduje taki roller-coaster wrażeń...

Darowanemu mleku truskawkowemu nie patrzy się w słomkę.

Kreska w Switched jest urocza i przypomina momentami coś bliższego rysowanych pod wpływem natchnienia szkicom, których nie obrabiano, tylko uzupełniono rastrami i wiśta wio. Doskonale sprawdza się to w przypadku bohaterów i bohaterek o wyższym standardzie urody - ciało Ayumi zarówno w wydaniu słodkim, jak i wrednym zawsze wyglądało tak jak trzeba. Tymczasem Zenko (czy raczej jej cielesna powłoka) wypadają na początku trochę za mocno pokracznie, jakby rysowniczka jeszcze nie była pewna, na jaki poziom brzydoty powinna sobie w jej przypadku pozwolić. Momentami zapomina też o pryszczach, które z kadru na kadr potrafią pojawiać się i znikać niczym pypeć niani McPhee (czyjeś dzieciństwo anyone...?). Ilustracje z okładek są przepiękne i żałuję, że tomiki nie mają jakichś kolorowych ilustracji, bo autorka zdecydowanie ma do nich dryg. Cieszę się też, że Waneko już na dobre odeszło od starego, węższego formatu dla długich szojek i w przypadku Switched zdecydowało się na ten zupełnie standardowy. Uważam go za najzupełniej wystarczający - takie proste rysunki z czystymi tłami wypadają o wiele lepiej, gdy się je "ściśnie" na mniejszej powierzchni kartki. Warto jeszcze wspomnieć, że obwoluty są matowe z akcentami lakieru wybranego na wszystkich napisach... no i to może to mała, głupia rzecz, ale lubię, kiedy obwoluty są tak dobrze naciągnięte na tomiki jak te tutaj. Należą się za to solidne brawa dla pana/pani/ludzi z drukarni.

Starry, starry night... oj, jakoś mnie tak naszło na soundtrack z Mojego Vincenta...

Tak, Switched ma swoje wady i nie uważam za słuszne, aby przymykać na nie oko, bo wciąż - manga z wadami nie jest automatycznie mangą złą czy nudną. Po prostu mogłaby być jeszcze lepsza. I mimo tego przyspieszonego zakończenia Switched przypadł mi do gustu i jednocześnie dostarczył mi wielu przemyśleń, których nie spodziewałam się dostać w tak krótkim, niepozornym shoujo. I to shoujo, które nie skupia się chorobliwie na romansie. Można? Można! Dlatego tym bardziej należałoby tu odrzucić te wszystkie tagi określające docelową widownię, bo chociaż historia dotyczy problemów nastolatków opowiadanych przez pryzmat narracji licealistki, to jest to rzecz uniwersalna dla każdego wieku i każdej płci. Jasne, ładnemu z pewnością żyje się łatwiej, ale uważam, że główną siłą determinującą to, jak człowiek jest traktowany i postrzegany przez innych, jest jego charakter (znane również z autopsji). Polecam mangę może nie jako absolutny must have, ale jako pozycję zdecydowanie wartą przeczytania, szczególnie gdy oczekuje się od japońskich licealistów czegoś innego i skłaniającego do porządnej zadumy.

I co ja robię tu, uuu, co ty tutaj robisz...?

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

6 Komentarze

  1. Oglądałam serial i jakoś wielkiego zachwytu we mnie nie wzbudził, chociaż był miłą odskocznią od codzienności. Kiedy ogłoszono mangę, to akurat byłam z jakieś 3-4 miesiące po obejrzeniu netflixowej adaptacji i w sumie to nie miałam parcia na ten tytuł. Być może kiedyś jednak sięgnę po pierwowzór bo od strony graficznej te trzy tomiki wyglądają naprawdę zacnie, a w sumie to też jestem po prostu ciekawa. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Użyłaś bardzo dobrego określenia - miła odskocznia od codzienności. Nic genialnego, nic przeraźliwie złego. Jak ktoś nie zna, to fajnie jest się zapoznać, ale nie wiem, czy gdybym obejrzała serial/powstałoby anime, to sięgnęłabym po pierwowzór. Chyba musiałabym poczekać jakiś dłuższy czas aż mi się pamięć trochę zatrze. Natomiast kreska jest ładna, ale też bez zrywania kapci. Taka przyjemna średnia shoujo :)

      Usuń
  2. Na pewno kupię, bo bardzo zainteresował mnie ten tytuł, od kiedy przekartkowałam go sobie w Empiku. Martwią mnie trochę wady, o których wspomniałaś, ale ta kreska jest na tyle śliczna, a sama historia wydaje się mieć taki potencjał, że zaryzykuję. No i to tylko trzy tomiki. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mimo sporej dawki smęcenia udało mi się zachęcić do lektury :) Być może z mojej strony to był tylko taki syndrom niespełnionych oczekiwań czytelnika, ale widziałam kilka takich samych opinii na forum Waneko, że końcówka była trochę za szybka. Nie że bez sensu czy coś tylko właśnie zbyt krótka. No ale jak mówisz - trzy tomiki to nic takiego. Z tych trójtomowych seryjek, co Waneko jeszcze je sporadycznie wydaje, to Switched jest zdecydowanie w górnej połowie jakości.
      Dzięki ogromnie za komentarze! Tak się skupiłam na pisaniu nowych recek, że aż mi umknęło, że dostaję też wiadomości ^^"

      Usuń
    2. Martwi mnie jeszcze trochę ta kwestia potraktowania brzydoty jednej z bohaterek, ale zobaczymy. Postaram się na razie na nic nie nastawiać, ani pozytywnie, ani negatywnie. ^^
      To raczej ja przepraszam, że tak późno! Czytuję Twoje recenzje na bieżąco (a przynajmniej przeglądam, gdy nie chcę dowiedzieć się niczego o danej mandze, bo np. czeka na przeczytanie, albo nie chcę się nieumyślnie zainspirować w moim poście :D), ale ostatnio tak rzadko korzystam z komputera, że nie mogę zabrać się za porządne komentowanie. A na telefonie niewygodnie. I na aplikacji FB nie da się przełączać między prywatnym kontem a stroną na FB, żeby lajkować i komentować posty. ;/
      Anyway - jestem tu (i na FB!) i czytam! :D

      Usuń
    3. Wiem, że to delikatny temat i że nie wszystkim może w tym wszystko podpasować, jak choćby to, że to osoba brzydka jest antagonistką. Wydaje mi się jednak, że zostało to odpowiednio uzasadnione i że nie jest to żadna generalizacja. Jedna osoba może mieć na tym tle olbrzymie kompleksy, a inna nie podda się i będzie normalnie funkcjonować.

      W porządku, zupełnie się nie gniewam i miło mi, że regularnie czytasz :3 Komentarze to niezwykle miły kop motywacyjny, ale mam już dużą satysfakcję z tego, że mogę pisać recenzje za mangu. Także nie czuj się zobowiązana, ale będę się cieszyć, jak dasz znak życia od czasu do czasu... najlepiej na swoim blogu <3

      Usuń