Tytuł oryginalny: Magic Knight Rayearth
Autor: CLAMP
Ilość tomów: 6 (zawiera Magic Knight Rayearth i Magic Knight Rayearth 2)
Gatunek: przygoda, dramat, fantasy, mecha, shoujo, supernatural
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)
Prześliczna zakładka od Waneko dopasowana do klimatów (i rozmiarów) lektury :3 |
Chociaż można sobie śmieszkować, że Magic Knight Rayearth są takim trochę protoplastą gatunku isekai (kiedyś się mówiło o mahou shoujo, ale ja wiem swoje), to jednak już hen, na początku istnienia motywu z przenoszeniem ziemskiego nastolatka do magicznego świata, seria MKR poczynia sobie bardzo nieszablonowo. Po pierwsze - to ślicznie narysowana, zupełnie zakończona manga, nie jakaś produkowana po ciemnych kątach light novel, która najprawdopodobniej nigdy nie doczekałaby się finału. Po drugie - do ratowania księżniczki przydzielone zostają zdolne, ładne dziewczęta zamiast beznadziejnego licealisty, który do tej pory hodował mech gdzieś na dnie szafy. Po trzecie - dziewczęta są aż trzy, no bo po co się ograniczać, skoro w kupie siła? Same pozytywy. A że bohaterki są sympatyczne (serce póki co skradła mi Hikaru, która nie jest głośna i nerwowa, jak można by się było spodziewać po tym archetypie niskiej postaci, ale bije od niej ciepełko, jest uprzejma i umie działać w razie zagrożenia), to aż chce się poznawać ich losy.
Wyższy poziom czytelnictwa, czyli jak ładnie mangi CLAMPa wkomponowują się w biblioteczkę. |
Księżniczka miałaby je w opiece, gdyby akurat nie siedziała w innym zamku (cytując klasyka). |
Manga ma format powiększony, z bardzo ładną, matową obwolutą ozdobioną lakierem wybranym w miejscu głównego rysunku oraz napisów - sprawia to, że ten trochę toporny projekt zmienił się w coś naprawdę eleganckiego. Niestety ani pod obwolutą, ani wewnątrz tomiku nie znajdziemy już żadnych kolorowych ilustracji - taka specyfika tego konkretnego wydania, nie kwestia złej woli wydawcy (tym bardziej że, spojlu spojlu, w Card Captor Sakurze jest tych kolorowych stron aż 11). Mimo upływu lat rysunki dalej sprawiają niesamowite wrażenie i cieszą oko, co zdecydowanie zasługiwało na sprezentowanie tej mangi w formacie praktycznie A5 (a nie, jak biedna Kobato, w notesie). I w ogóle kiedyś to były czasy, że wszystkie rastry robiło się ręcznie, a przy tworzeniu projektów postaci nie uciekało się od tworzenia im na strojach milionów wypiździałków... Do tłumaczenia też się nie przyczepię, jest bardzo płynne i uniwersalne oraz, jak już wspominałam, doskonale podreperowuje leciwość humoru z końca ubiegłego wieku. Onomatopeje są za to zrobione zwyczajnie po mistrzowsku. Tak, odważę się zaryzykować takie stwierdzenie, bo mam na to solidne argumenty - chociażby scena, kiedy Hikaru walczy z Alcyone. Tutejsze "WUUUS" czy “SZUCH”, jak również wiele innych odgłosów, zwykle wydawanych podczas walk, jest wkomponowywana w obrazki, a nie tylko na nie nałożona, co sprawia, że mamy do czynienia z praktycznie drugim One-Punch Manem. Kto by się spodziewał po tytule sprzed ćwierć wieku, co nie?
Zwróćcie uwagę na to, że onomatopeje na lewej stronie znajdują się za postacią bohaterki. Normalnie magia, no! Prawdziwa! |
Bardzo cieszę się z tego, że mimo wcześniejszych perturbacji CLAMP ponownie wraca do Polski i uważam, że póki co wybór tytułów zapowiedzianych przez Waneko jest wyjątkowo trafiony. Sakura i MKR to serie z przystępną liczbą tomów, o ustanowionej renomie, kresce starej, ale najzupełniej jarej i uniwersalne mimo upływu lat względem zaprezentowanych historii. A co do MKR konkretnie - w dobie, kiedy co sezon anime mamy nowy wysyp tytułów isekai, praktycznie nie ma lepszego momentu, żeby sięgnąć sobie po taką niby klasykę gatunku, która jednocześnie bije młodziaków na głowy. I piszę to ja, która nie dała się nabrać na żaden czar wspomnień i nostalgii za bajką puszczaną na RTLu czy co to tam było. Magic Knight Rayearth to po prostu manga dobra dla każdego: dla fanów fantasy, dla koneserów staroci, dla ludzi, którzy lubią czytać “jak siem bijom” i nawet dla spragnionych romansu znajdzie się sporo ciekawych kąsków. Jakkolwiek nie zniechęcajcie się po pierwszym, mocno wprowadzającym w burdel tomie - pionki są rozstawiane pod szach-mat w trzecim.
Za mangę serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.
6 Komentarze
Też się cieszę, że dostajemy po takim czasie CLAMPa w Polsce! Co prawda panie znam tylko z Kobato, bo zawsze jak chciałam zapoznać się z innymi dziełami, to miałam pod górkę z różnych powodów, ale teraz zamierzam z radością zapoznać się zarówno z Sakurą jak i MKR. :D
OdpowiedzUsuńWydania wyglądają naprawdę prześlicznie! Nie mogę się doczekać tych dwóch tomików na mojej półce. ;w;
No i lepsza jest taka klasyka niż niektóre nowoczesne eksperymenty ;) Dobrze, że chociaż tyle z nowości Waneko jest miłego.
UsuńSakura jest jeszcze cudowna do miziania, ale nie chcę psuć niespodzianki - zresztą, z tego też zrobię recenzję, ale ciutkę później, bo jeszcze mam inne notki w kolejce do zrobienia :3
Styl CLAMPa to jest dokładnie to, co moja mama uważa za „styl mangi”. I nie, to nie przytyk ani nic, tak tylko rzucam faktem – jak kiedyś spojrzała na coś bardziej współczesnego jak oglądałam, to się zdziwiła że „małe oczy” jak na mango.
OdpowiedzUsuńI tak, jak napisałaś o tym wciągnięciu przez podłogę to też moją pierwszą myślą było „o, isekai”, no i akapit niżej o tym piszesz :’D A z onomatopejami fajna sprawa, faktycznie ładnie to wygląda.
I twoja mama ma słuszność (swoją, ale ma) XD Zresztą, też bym uznała CLAMPa za taki czysty, skoncentrowany wyciąg z tego, jak manga jest postrzegana przez statystycznego Kowalskiego. Wielkie oczy, dużo krzyków, mocno naćkanego wszystkiego. Jak dobrze, że żyjemy w lepszych czasach dla grafiki w mangach ^^"
UsuńTo jest tak bardzo isekaiowate, że bardziej isekaiowata byłaby już tylko nagła śmierć w dziwnych warunkach i odrodzenie się na miejscu ;)
Z onomatopej przy czytaniu skanów nie zdawałam sobie sprawę (z oczywistych raczej względów - nikt się nie gapi specjalnie w cienkie krzaki), ale w polskim wydaniu to naprawdę zgrabnie ujęli. Miło bardzo :3
Zdecydowanie muszę swoją znajomość z CLAMPem odświeżyć, bo jak tak próbuję sobie coś przypomnieć, to tak trochę słabo cokolwiek kojarzę. Wiem, że na pewno była Kobato i chyba kilka Chiobits (na półce są wszystkie, ale czy przeczytanie...?) No czarna dziura. XD
OdpowiedzUsuńW każdym razie, wcześniej czy później po MKR czy Sakurę sięgnę. Szczególnie, że tak ładnie się prezentują. :D
*klepie się w czółko* Jasna-ciasna! Chobits! Zapomniałam, że czytałam XD Teraz nie dość, że leży na półce w domu rodzinnym, to jeszcze gdzieś za drugim rządkiem zrobionym z One Piece'a. Jak się tego CLAMPa prześledzi, to w Polsce go jednak troszkę (jest jeszcze urwany X oraz Wish), choć to były początki powstawania rynku. W sumie to nawet lepiej było tyle poczekać, ale już dostać takie porządne, duże tomiki :)
Usuń