Co was nie zabije, to anime, czyli fikcyjne przeziębienia w natarciu

To nie żart, to nie ściema - wreszcie pojawiła się z dawna wyczekiwana notka o schematach! Ostatnio życie obrodziło w konwenty, podsumowania, łyżwiarzy i obowiązki, więc nie miałam odpowiednio dużo szarych komórek do zagospodarowania, aby poświęcić się tak poważnym tematom jak dzisiejszy. A będzie on z tej samej kategorii co Dzikie Ciężarówki, czyli “normalnie strach się bać”. Mówi się, że nasze rodzime NFZ jest jak mitologia grecka: na początku był chaos, a potem tylko gorzej. A jednak służba zdrowia w anime wydaje się o wiele gorszą opcją i na dodatek przypomina placebo - jak cię nie zabije, to cię wzmocni. Czyli... wszyscy zginiemy.

Ale Japończycy to chyba wcześniej niż później.

431c2a7324f916db87e97a75c0c3750e8662c293_hq
Przeziębienie, w przeciwieństwie do głupoty, przynajmniej da się uleczyć (Ouran High School Host Club)


Jak wszystko inne, także przeziębienia w mandze i anime obrosły w swego rodzaju legendę, która na sam dźwięk nazwy choroby sprawia, że pokrywamy się potem, a wzdłuż kręgosłupów biegną nam dreszcze. A przecież to nie my jesteśmy chorzy, tylko… no właśnie, kto? Po przejrzeniu listy szybko wychodzi na jaw, że każda porządna seria szkolna lub chociaż zawierająca bohaterów w odpowiednim wieku musi chociaż raz odhaczyć punkt dotyczący przeziębień. I tak kruche, płoche, niewinne i przede wszystkim ładne licealistki są najlepszym materiałem na przedstawienie ich w łóżku… Nie, nie, nie w takim sensie! W tym grzeczniejszym!
No wiecie co?






Jest w tym jakaś tajemnicza zależność, że rumieniec gorączki i pokasływanie najlepiej wygląda w przypadku słodkich dziewczynek. Niemniej nie zapominajmy w tej kwestii o facetach, bo oni również potrafią zachorować i to nie mniej obłożnie co płeć niewieścia. A czy jest coś lepszego niż prawdziwie męski mężczyzna, który w chwili słabości prezentuje swoją drugą twarz? Najlepiej tę czerwoną, z zamglonym wzrokiem, ciężkim oddechem, klatą pokrytą potem… Po prostu mniam.





A zatem dotarliśmy do kluczowej wartości w kwestii stosowania motywu przeziębień w anime. Wszystko rozchodzi się bowiem o przedstawienie słabości oraz uczuć skrzętnie skrywanych. Gdy choruje dziewczyna, zwykle chodzi o to, aby przyszły bojfrendo mógł się nią zaopiekować bądź wyratować z opresji, kiedy ona o ratunek nigdy w życiu by nie poprosiła. W przypadku przeziębionego chłopaka mamy niepowtarzalną okazję zobaczyć ich inną, nieco łagodniejszą, czasami bardziej ludzką stroną. Nawet największy krzykacz potrafi być słodko cichy podczas czterdziestostopniowej gorączki, a najbardziej zamkniętej w sobie dziewczynie potrafi się wymsknąć słówko (albo dwadzieścia zdań) wyznania miłości, na które nie zdecydowałyby się nigdy na trzeźwo. Wirus przeziębienia to istny Kupidyn świata anime, skłaniający nawet najbardziej zaciętych, mrukliwych bohaterów do dzielenia się uczuciami. W końcu jakoś trzeba popchnąć tę fabułę do przodu, nie?

Że co? Że szczera rozmowa? Hahaha, z was to są niezłe śmieszki.

958ad547479304d6b3e287102376b4e6d43c9d6b_hq
Nie gadamy, zdrowiejemy! (Natsume Yuujinchou)

Wiemy zatem, co się dzieje w trakcie choroby, ale jak się ona w ogóle pojawia? W rzeczywistości przyczyny bywają naprawdę różne, od zarażenia się od jakiegoś przypadkowego pasażera w autobusie, po najzwyczajniejsze obudzenie się z rana z dziwną chrypą w gardle. W anime sprawa jest jednak znacznie łatwiejsza i tak możemy rozgraniczyć dwa główne typy przeziębień - deszczowe i domowe. W swoim przebiegu nie różnią się one praktycznie niczym, a dolegliwości kończą się na okazjonalnym kasłaniu i wysokiej gorączce. Co w tym wszystkim jest jednak najdziwniejsze to to, że po spełnieniu pewnych bardzo prostych warunków postać w anime absolutnie, nieodwołalnie i na amen musi zachorować. MUSI. No co zrobisz, jak nic nie zrobisz.

vlcsnap-2014-11-23-11h25m56s146-w800-h600
Czy jesteś tylko członkiem klubu literackiego, czy też pilotujesz mecha - przeziębienie czeka właśnie na ciebie! (Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo)

Pierwszy typ przeziębienia, jak sama nazwa wskazuje, wiąże się ze złapaniem niebezpiecznego, zmutowanego, japońskiego wirusa podczas deszczu. Nieważne, że wydaje się wam, że ledwie siąpi, a do domu macie może jakieś pięćdziesiąt metrów. Już po was. Nie macie parasola, nie macie szans na przetrwanie. Tylko odpowiednia osłona jest w stanie ochronić człowieka przed tego typu wirusem. Z tego powodu można odnieść wrażenie, że bohaterowie anime to chyba serio są zrobieni z cukru, skoro tak uparcie zaziębiają się nawet w przypadku przelotnej mżawki. I to w tempie ekspresowym. Jeszcze taki gagatek dobrze nie wykręci wody ze swojego swetra, a już kicha jak armata, albo, co gorsza, mdleje na zawołanie. Właśnie to jest najgorsze - gorączka rozwija się w trzy minuty niczym najlepiej zalana zupka chińska, po czym ścina ona delikwenta i powoduje natychmiastową utratę przytomności. Najlepiej w stronę przystojnego kolegi z klasy, if you know what I mean.

Czy to jest przyjaźń, czy to jest gorączkowanie? (Gwiazda spadająca za dnia)

Czas na typ drugi, o wiele bardziej podstępny i osaczający nas niemal nieustannie. Jak może wiecie, najwięcej wypadków dzieje się w domu, dlatego trzeba wykazywać się nieustanną czujnością nawet w wydawałoby się zaprzyjaźnionej przestrzeni. Nigdy nie wiadomo, co za sprzęt czyhać będzie na nasze życie. Może nasz mały palec u stopy nagle zaatakuje róg szafki? Być może do lodówki wciągnie nas macka zielonego czegoś, co wyewoluowało przez trzy miesiące z niewinnego, niepozornego serka wiejskiego? A może zagrożenie czai się na podłodze (i nie, podłoga to nie jest lawa - nie tym razem)? No właśnie. Skupmy się na trzecim aspekcie. Wirus przeziębienia typu domowego zamieszkuje całą poziomą powierzchnię płaską, od stołu, biurka, kanapy po gładkie panele czy płytki w łazience. Jest wszędzie.

3087157_1354048066928.05res_400_300
Po gorączce niektórych można by dojść do wniosku, że podłoga to jednak lawa... (One Piece)
 
To jednak byłoby zbyt proste, gdyby podłoga zawsze stanowiła zagrożenie. Tak naprawdę wirus aktywuje się jedynie wtedy, gdy leżący człowiek nie ma na sobie wierzchniej warstwy ochronnej zwanej kocem (wliczamy do tego podzbioru również kotatsu). Nie bez przyczyny wszyscy troskliwi bohaterowie mang i anime przestrzegają swoich bliskich przed tym, że śpiąc bez porządnego pledu “przeziębisz się!”. I mają świętą rację. I jeśli nikt nie dezaktywuje wirusa położeniem na plecach bliskiej osoby ochronnego koca, to następnego dnia można być pewnym co do wystąpienia objawów okrutnej, często niesamowicie wysokiej gorączki.

Kill me Baby
W tym szaleństwie jest metoda! (Kill me Baby)

Ciekawa rzecz, te przeziębienia. W anime występują one tak często i gęsto, że praktycznie wyparły inne choroby. Astma? Ospa? Zespół niespokojnych nóg? A może TOCZEŃ? Nieee, to nigdy nie jest toczeń. Ani nic innego. Prędzej skontaktuje się z wami duch Ody Nobunagi (nie mylić z Odą Nobunarim), niż bohaterowi stanie się jakaś poważniejsza lub po prostu inna chorobowa krzywda. Oczywiście do tego zbioru nie wliczamy wypadków z powodu spotkania się z Dziką Ciężarówką. Urazy to urazy, choroby to choroby. A jedyna słuszna choroba jest tylko jedna!

brynhild.png
Niektórzy naprawdę nie wierzą w istnienie innych chorób... (Gokukoku no Brynhildr)

Wróćmy jednak do o wiele bardziej okrutnej i prawdziwej rzeczywistości - co z tymi japońskimi przeziębieniami jest nie tak, że występują tak pospolicie? Czy to naprawdę wina obcego, groźnego wirusa? Klimatu? Odporności? Niekoniecznie. Ludzie chorują tam tak samo jak gdziekolwiek indziej, serio (dziękuję za informacje Noxi, która w Japonii była i wie, co mówi). Mit prawdopodobnie wziął się z o wiele bardziej trywialnej, a zarazem smutnej prawdy. W Japonii lepiej nie chorować, bo służba zdrowia jest tam pewną ostatecznością. Czy zastanawialiście się właściwie, czemu w tych animu nigdy nikt nie chodzi do lekarza z przeziębieniem? Czemu w razie choroby małego szkraba zostawia się go w domu i gotuje kleik ryżowy? Bo lekarze nic nie pomogą. Zaaplikują kroplówkę i do widzenia. Inna kwestia to to, że społeczeństwo wymaga od Japończyków olbrzymiego wysiłku, więc często zapracowują się do ostateczności i padają wycieńczeni właśnie przez gorączkę. Dla nich choroba jest akceptowalna dopiero wtedy, kiedy dosłownie nie można kiwnąć palcem, a nie kiedy boli paluszek, jak to u nas bywa. Stąd przeziębieniowe uproszczenia także w anime.

gekkan-shoujo-nozaki-kun-5246703
 Teoria spiskowa - a co jeśli przeziębienia dopadają także mangaków, którzy rysują przeziębienia? (Gekkan Shoujo Nozaki-kun)

W ten sposób dochodzimy do konkluzji, że zabić może tak naprawdę wszystko, szczególnie ludzka nieuwaga. W takim razie po co scenarzystom czy autorom mang zagłębiać się w skomplikowane kniżki do medycyny, aby wymyślić nowy, nieznany wcześniej przypadek żółtaczki typu Y, żeby urozmaicić fabułę, skoro sprawa rozwiąże się w odcinek albo dwa? No właśnie - trochę po nico. A z takim prostym przeziębieniem utożsamić mogą się wszyscy. Każdy Tanaka czy Kowalski może sobie wyobrazić, że kiedy jemu się zachoruje, to ten fajny kolega/urocza koleżanka z klasy wpadnie z notatkami i zostanie już tak do końca życia... Ech, marzenia, marzenia. W takim razie my może pozostańmy przy naszych polskich marzeniach, że jak już przyjdzie nam zachorować, to zostaniemy w domu z laptopem na kolanach, aby pooglądać nasze ulubione chińskie bajki.

5d8
Przeziębienie, mówili. Wyjdzie z tego, mówili. (Persona 4)

Prześlij komentarz

0 Komentarze