Co złego to właśnie my - recenzja mangi Wiedźmy (jednotomówka)

Cykl Jednotomówek Waneko okazał się znakomitą inicjatywą nie tylko ze względu na ogromną różnorodność gatunkową, która zaspokaja potrzeby szerokiego grona czytelników mang oraz wszelkich obdarowywanych przez nich ludzi - od miłośniczek urokliwych romansideł po wielbicieli posępnych horrorów, nie zapominając w międzyczasie o fankach BLek, znawcach GLek, koneserach dramatów psychologicznych, sympatykach beztroskich komedii, pasjonatach figlarnych erotyków, entuzjastach zbiorów one-shotów czy amatorach wydań 2w1. To przedsięwzięcie niczym moneta kryje bowiem drugą stronę, a mianowicie jeśli ktoś uznaje się za naprawdę wytrawnego kolekcjonera, zbieranie kolejnych tomików opatrzonych logotypem Jednotomówek Waneko oznacza poszerzenie horyzontów także o tytuły, po które normalnie pewnie byśmy nigdy nie sięgnęli. Sama omijam z daleka jedynie dreszczowce, ponieważ mam nader słabą, uwielbiającą fundować nocne koszmary psychę, ale do pozostałych gatunków czy tematów lubię podchodzić z otwartą głową, gdyż nawet jeśli mi się nie spodobają, to chociaż pozwolą mi wyrobić na dany temat samodzielną opinię. Dokładnie taka idea przyświecała mi podczas zabierania się za jeden z nowych tytułów z cyklu, czyli Wiedźmy autorstwa Daisuke Igarashiego. W pierwszej chwili jednotomówka ta kompletnie umknęła mi z radaru, niemniej gdy natknęłam się na kilka zjawiskowych kadrów i dowiedziałam się, że jest to praca tego samego mangaki, który odpowiada za stworzenie Kaiju no Kodomo (które możecie kojarzyć ze spektakularnego, wypuszczonego w 2019 roku filmu), postanowiłam czym prędzej się z nią przeprosić.


Tytuł: Wiedźmy
Tytuł oryginalny: Majo
Autor: Daisuke Igarashi
Ilość tomów: 2w1 (z serii Jednotomówek Waneko)
Gatunek: dramat, fantasy, seinen
Wydawnictwo
: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)

Na osobliwy zbiór składa się sześć różnej długości opowieści biorących na warsztat losy obdarzonych szczególnymi mocami kobiet. Otwierająca jednotomówkę historia kręci się wokół dwóch dziewczyn będących swoimi absolutnymi przeciwieństwami. Pochodząca z Anglii Nikola przez jakiś czas mieszka w bliżej nieokreślonym mieście na Bliskim Wschodzie. Niestety jej pobyt za granicą kończy się na stosunkowo mało pozytywną nutę, ponieważ nie dość, że wróżbiarka, do której udała się z wizytą, w niezbyt sympatyczny sposób odmówiła jej zdradzenia, czy dziewczę zdoła zdobyć to, czego tak bardzo pragnie, to na dodatek zostaje wystawiona do wiatru przez wybranka, pracującego na bazarze Mimara. 30 lat później Nikola już jako dojrzała, potężna nie tylko pod kątem finansowym kobieta wraca do miejsc z młodości, jednak nie na melancholijne wspominki, ale żeby dokonać krwawej wendety za dawne urazy. W tym samym czasie żyjąca wśród nomadów młodziutka tkaczka Siral doznaje boskiego objawienia, na skutek czego musi samotnie udać się do stolicy i przekazać wiadomość wyznaczonej przez niebiosa osobie. Innym znów razem prześledzimy tragiczne losy żyjącej w tropikach ludności plemiennej, która zostaje wytrzebiona w pień wskutek działań dużo bardziej zaawansowanego technologicznie kraju mającego ogromną chrapkę na żyzną ziemię dżungli. Eksterminacji uniknęła jedynie Kumari - młodziutka szamanka gotowa całkowicie poświęcić swoje ciało duchom lasu, byleby tylko pokrzyżować szyki uzbrojonemu po zęby przeciwnikowi. Czy którakolwiek z nich zazna w ten sposób szczęścia? Może nie czas, lecz ten zbiór z pewnością to pokaże.

Dwie głowy owieczki w cenie złotóweczki!

Muszę przyznać, że narracja prowadzona przez Daisuke Igarashiego nie ma ani krztyny litości dla czytelników, którzy są raczej (dyplomatycznie rzecz ujmując) niespieszni intelektualnie i preferują, gdy wszelkie niezbędne do zrozumienia fakty są im wykładane bezpośrednio, kawa na ławę. Tymczasem efemeryczna, miejscami szalenie trudna do poskładania fabuła kilku zaprezentowanych w zbiorze opowieści wydaje się nie mniej zagadkowa od samych tytułowych wiedźm - zwodzi niedopowiedzeniami, konfunduje regularnymi przeskokami w miejscu i czasie oraz nakazuje ciągle poddawać w wątpliwość to, co czysto w teorii dzieje się tuż przed naszymi oczami. Jeśli mam być zupełnie szczera, to nie jestem nawet pewna, czy zrozumiałam choć połowę treści, którą autor zawarł w swoim nietuzinkowym komiksie... niemniej zupełnie nie mam o to do niego pretensji. Raz, że nabyty tomik nigdzie przecież nie ucieknie, więc mogę za jakiś czas przysiąść do ponownej lektury z nowym zestawem przemyśleń i doświadczeń, a dwa, połapywanie się w niuansach akcji połapywaniem się w niuansach akcji, ale jednotomówka ta wygląda jak coś, co zostało stworzone przede wszystkim do wajbowania. Czytelnik ma być zaciekawiony, zaskoczony, zdezorientowany, ma czuć podskórny niepokój, a zarazem fascynację dziwnymi, niemal sennymi wizjami będącymi ni to efektem rzucanych przez wiedźmy czarów, ni to kontaktu ze znacznie wyższymi bytami i przelotnego rzucenia okiem na ich trudny do pojęcia wymiar. Takich prac nie sposób w pełni zrozumieć. Takie prace należy chłonąć, a następnie pozwolić im zakorzenić się gdzieś w głębinach podświadomości.

A skoro same bohaterki się zbytnio nad swoimi czynami nie głowią, to czemu mieliby to robić czytelnicy?

Nie da się ukryć, że warsztat Daisuke Igarashiego mocno odstaje od współcześnie wymuskanych mang stawiających na wielkookie piękności czy czesanych na spiczasto nastolatków. Praktycznie każdy kadr składa się z ogromu drobniutkich, szkicowych kreseczek budujących najrozmaitsze desenie, światłocienie, faktury bądź też ruch, co nadaje rysunkom wrażenia niemalże fotorealizmu - a niemalże tylko dlatego, gdyż z jakiegoś względu autor nie przykłada się specjalnie do odwzorowywania proporcji ludzkich twarzy. I to też nie wszystkich, bo głównie ci młodsi sprawiają mu drobne problemy, podczas gdy liczne fałdki na nadgryzionych zębem czasu twarzach pomarszczonych staruszków zostają akurat nakreślone z odpowiednim pietyzmem. Przez to można niekiedy odnieść wrażenie, że ludzie zostali tu umieszczeni bardziej z obowiązku, jako obligatoryjny element świata przedstawionego lub pretekst do układania odrealnionych scen w ciąg przyczynowo-skutkowy, lecz nie jako pełnoprawni, rozwinięci charakterologicznie bohaterowie. Jakby tego było mało, autor uwielbia osadzać akcję w skandalicznie rzadko eksplorowanych przez mangi zakątkach znanego nam świata takich jak Bliski Wschód, amazońska dżungla czy zaśnieżona tajga. Nie dość, że miejscówki te same w sobie są szalenie interesujące (i to nie tylko dla japońskich odbiorców popkultury), to jeszcze stanowią perfekcyjne tło dla historii mocno opierających się na ludowych wierzeniach, pielęgnowaniu wiekowych tradycji, koegzystencji z naturą i tego typu klimatach sprzyjających posiłkowaniu się surową, pierwotną magią. Ogromnie podziwiam kreatywność autora, jak również jego niezwykły upór, aby konsekwentnie rozwijać ten (co by nie mówić) unikalny styl rysowania.

Takiej jedności z naturą nawet ekolodzy mogliby pozazdrościć!

Sądzę, że Wiedźmy przypadną do gustu fanom nieco bardziej niszowych, eksperymentalnych komiksów zachodnich, które stawiają na absolutną swobodę ekspresji i zabawę formą ponad fabularną ciągłość. Czytelnik co do zasady musi zaakceptować, że nie jest ważne to, skąd właściwie bohaterki biorą swoje moce ani czemu cały świat nie trąbi o ich istnieniu, ale to, jakimi pobudkami się kierują i dlaczego w gruncie rzeczy zostały określone mianem "wiedźm", a nie "czarodziejek" czy "wróżek". Wydaje mi się również, że dużo więcej z takiej lektury wyciągną osoby w pełni dojrzałe, szukające ambitnych czytadeł bliższych portfolio Asumiko Nakamury czy Tsutomu Niheia niż twórczej śmietanki Weekly Shounen Jumpa. Nie chcę oczywiście umniejszać młodym czytelnikom, niemniej znajdujące się z tyłu tomiku oznaczenie 16+ wydaje się absolutnie zasadne, aby uchronić co wrażliwszych przed widokiem morfujących ludzi, którym poluzowane wnętrzności nierzadko wypływają na wierzch. Tia... Gdyby tego typu smakowitości zostały ubrane w szaty całej serii, pewnie dziesięć razy bym się zastanowiła, nim bym się na poważnie do takiej mangi zbliżyła, ale w przypadku zaledwie jednego, acz opasłego tomiku? Pewnie zabrzmię jak zdarta płyta, ale cieszę się, że Waneko potrafi od czasu do czasu wyciągać mnie z bezpiecznej strefy komfortu i pokazywać kawałki szczególnie wartościowej popkultury.

Jednostronne recenzenta z czytelnikami rozmowy

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze