Tam dom twój, gdzie serce twoje - recenzja mangi Star Wars. Wielka Republika. Na skraju równowagi. (tom 1)

Chociaż ostatnie lata nie były szczególnie łaskawe dla filmowych Gwiezdnych Wojen (zwłaszcza pod kątem planowania i realizacji jakichkolwiek projektów w ogóle), na całe szczęście marka radzi sobie znacznie lepiej jeśli chodzi o wszelkie inne nośniki treści. Drugi sezon antologii Gwiezdnych Wojen: Wizji ponownie pokazał olbrzymi potencjał drzemiący w niczym nieskrępowanym medium animacji; wydana pod koniec kwietnia gra Star Wars Jedi: Ocalały pomimo problemów technicznych powodowanych na komputerach zbiera od krytyków naprawdę zacne oceny; natomiast 1. sezon serialu Andor udowodnił, że sukces Łotra 1 nie był dziełem przypadku... oraz że dobry scenariusz zawsze będzie stał wyżej nad szczucie widza opatrzonymi gębami po raz n-ty z rzędu. I podobnie jest z książkami oraz komiksami, tym bardziej że zwykle są one skierowane do wytrwałych fanów uniwersum, którzy zęby już zjedli na rozpoznawaniu modeli droidów czy nauce geografii Galaktyki, a zatem nie wystarczy wepchnąć na drugi plan Luke'a czy Vadera, żeby zyskać ich przychylność. Przykładem takiego dzieła jest nowa, 2-tomowa manga od wydawnictwa Egmont kryjąca się pod tytułem Star Wars. Wielka Republika. Na skraju równowagi.


Tytuł: Star Wars. Wielka Republika. Na skraju równowagi.
Tytuł oryginalny: Star Wars: The High Republic: Edge of Balance
Autorzy: Shima Shinya, Justina Ireland (scenariusz), Mizuki Sakakibara (rysunki)
Ilość tomów: 2
Gatunek: akcja, przygoda, dramat, fantasy, sci-fi
Wydawnictwo: Egmont
Format: 148 x 210 mm

Akcja komiksu rozgrywa się w czasach świetności Wielkiej Republiki, czyli na około 200 lat przed wydarzeniami znanymi z filmowej trylogii prequeli. Zakon Jedi działa prężnie, niosąc pomoc potrzebującym istotom, a ich najnowsze działania skupiają się na relokowaniu wysiedlonych cywili, którzy utracili domy na skutek Wielkiej Katastrofy Nadprzestrzennej, i zaludnianiu do tej pory niezagospodarowanej planety Banchii znajdującej się na Zewnętrznych Rubieżach. Nad bezpieczeństwem ludności czuwa Jedi Lily Tora-Asi, jej utalentowany padawan, młody Keerin Fionn, mistrz Arkoff (przedstawiciel rasy Wookieech) oraz niewielka gromadka szkolących się na miejscu adeptów. Z czasem okazuje się jednak, że choć Banchii sprawia wrażenie swoistego raju w Galaktyce, wciąż skrywa wiele tajemnic, które mogą stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo dla jej nowych lokatorów. Niepokój wzbudza dziwne zachowanie pana Kooba, jednego z rolników, jak również ślady zniszczeń upraw znalezione tuż przed nadejściem okresu ich zbiorów. A chociaż pierwsze podejrzenia padają na traumę spowodowaną przeżytą katastrofą oraz wzmożoną aktywność dzikich zwierząt, trop prowadzący w stronę lasu pozwala rycerzom Jedi odkryć znacznie mroczniejszą prawdę...

Wielka mądrość cechuje zwykle tych, którzy mało mówią... tudzież wydają krótkie gardłowe pomruki

W przeciwieństwie do równolegle wydawanej przez Egmont serii Star Wars. Leia. Trzy wyzwania księżniczki., która wymaga od czytelnika zaledwie znajomości oryginalnej trylogii filmów Lucasa, sprawa ze Star Wars. Wielka Republika. Na skraju równowagi. jest ociupinkę bardziej skomplikowana. Z jednej strony manga stanowi część multimedialnego projektu ogłoszonego w 2020 roku, który ma skupiać się na eksplorowaniu wcześniej już wspomnianej ery Wielkiej Republiki. W efekcie oznacza to, że najpewniej powstały już jakieś inne książki lub komiksy bezpośrednio odnoszące się do lokacji, bohaterów bądź wydarzeń uwzględnionych w recenzowanej tu mandze (a sądząc po opisie, takie powiązania może mieć chociażby wydany przez Egmont komiks Star Wars Wielka Republika. Serce Drengirów.), które warto by było znać, żeby móc czerpać z lektury maksimum satysfakcji. Z drugiej strony ogólne kojarzenie lore - czyli świadomość istnienia zakonu Jedi, Mocy, mieczy świetlnych oraz kosmosu jako takiego - również pozwala świetnie się bawić, a historię można spokojnie potraktować na podobieństwo odcinków Gwiezdnych Wojen: Wizji, bez przejmowania się o jakieś większe fabularne kontinuum czy światotwórczą spójność.

Może lepiej byłoby spytać złodupców, dlaczego nie przebierają w środkach, kiedy chcą zrobić coś niedobrego?

Skoro już jesteśmy przy temacie porównań między dwiema gwiezdnowojennymi mangami wydanymi w ostatnich miesiącach pod szyldem Egmontu, to warto jeszcze wspomnieć o stronie wizualnej. Podczas recenzowania 1. tomu Star Wars. Leia. Trzy wyzwania księżniczki. wspominałam, że komiks ten mocno stawia na niemal fotograficzne oddanie rysów przedstawianych tam postaci, podczas gdy Star Wars. Wielka Republika. Na skraju równowagi. kompletnie nie wstydzi się swojego mangowego rodowodu, sprawnie łącząc go z typowo zachodnią stylistyką (co stanowi zasługę Mizuki Sakakibary, rysowniczki odpowiedzialnej m.in. za adaptację superbohaterskiego anime Tiger & Bunny). Dużo bardziej nietuzinkowe w tym drugim tytule jest jednak to, że chociaż mamy tu do czynienia z klasycznym czarno-białym komiksem stworzonym przez duet twórców japońskiego pochodzenia, czyta się go nie od prawej do lewej, jak przyjęło się dla mang, lecz od lewej do prawej. I żeby nie było nieporozumień - nie doszło tu do żadnej ingerencji ze strony wydawnictwa Egmont, lecz taki format przyjęto już w oryginale. Angielskim oryginale wypuszczonym przez VIZ Media, warto nadmienić, co sugerowały między innymi wyrazy dźwiękonaśladowcze zapisane nie znakami kanji, ale zrozumiałymi dla nas literami alfabetu łacińskiego.

Poza główną historią w tomiku znajduje się również narysowana przez Nezu Usugumo dodatkowa opowiastka o bliskim spotkaniu trzeciego stopnia z uroczymi krwiożerczymi Banchiianami

Gdybym miała podpowiedzieć, która z mang od Egmontu lepiej sprawdziłaby się na prezent dla gwiezdnowojennego geeka, miałabym z tym lekki problem. Przygody nastoletniej księżniczki Lei wydają się dużo bardziej przystępne dla niedzielnego czytelnika, podobnie zresztą jak i niezwykle dopracowana kreska, jednak drobny minus tej pozycji stanowi fakt, że wciąż jeszcze powstaje. Znów Na skraju równowagi według portalu Baka-Updates zamknęło się w zaledwie 2 tomach, co wydaje się perfekcyjną liczbą części do skolekcjonowania i podsunięcia bliskiej osobie w formie okolicznościowego podarunku. Zanim jednak podejmiecie ostateczną decyzję, lepiej się upewnijcie, w którym kręgu wtajemniczenia przebywa aktualnie wasz zaprzyjaźniony fan i czy faktycznie ma ochotę zanurzyć się w to uniwersum głębiej. Bo jeśli odpowiedź na tą ostatnią wątpliwość brzmi twierdząco... zaręczam, że komiks autorstwa Shimy Shinyi, Justiny Ireland oraz Mizuki Sakakibary spełni swoje zadanie z absolutną nawiązką.

I z wami wszystkimi, cni czytelnicy!

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Egmont.

Prześlij komentarz

0 Komentarze