Przyspieszony kurs współczucia - recenzja mangi Boy Meets Maria (jednotomówka)

Istnieje wiele wspaniałych mang, które potrafią poruszyć serca odbiorców aż do głębi, ale czasami historie kryjące się za kulisami powstania danych tytułów znaczą równie wiele, co właściwe dzieła. Dotyczy to chociażby jednej z najnowszych pozycji z cyklu Jednotomówek Waneko - Boy Meets Maria. Jej autorem jest Kousei Eguchi tworzący również pod pseudonimem PEYO, który w sierpniu 2020 roku zmarł nagle w wieku zaledwie 23 lat. Cios dla całej mangowej społeczności był to tym większy, ponieważ ten niesamowicie utalentowany, przepięknie rysujący mangaka niecały rok wcześniej rozpoczął w Bessatsu Shounen Magazine (czyli nie byle magazynie, bo znanym chociażby z publikacji Ataku tytanów czy Kształtu twojego głosu) serializację drugiej mangi w dorobku, Kimio Alive. Nie to jest jednak najważniejszą informacją z życia rysownika w kontekście powstania/docenienia/wczucia się w Boy Meets Maria - należy bowiem wiedzieć, że autor urodził się kobietą, jednak nie do końca się w ten sposób identyfikował. Rzuca to dość specyficzne światło na to, czego doświadcza jedna z głównych postaci debiutanckiej mangi i chociaż nie traktowałabym tego jako wątku czysto autobiograficznego, co to to nie, nie ulega wątpliwości, że PEYO z bardzo personalnych powodów położył aż tak silny nacisk na kwestię zrozumienia oraz zaakceptowania własnej tożsamości.


Tytuł: Boy Meets Maria
Tytuł oryginalny: Boy Meets Maria
Autor: Peyo
Ilość tomów: 1 (z serii Jednotomówek Waneko)
Gatunek: shounen-ai, dramat, psychologiczny, romans, gender bender
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)

Taiga Hirosawa od najmłodszych lat miał istnego fioła na punkcie filmowych bohaterów ratujących damy z opresji. Do tego stopnia rzuciło mu się to na mózg, że już pierwszego dnia nauki w liceum oznajmia wszem i wobec, że zostanie najlepszym aktorem w kraju. Aby jednak móc spełnić to brawurowe marzenie, potrzebuje u swojego boku równie wspaniałej i nieprzeciętnie utalentowanej dziewoi. Traf chce, że kiedy wraz z kumplami natyka się na występ grupy tanecznej z kółka teatralnego, jako centralną postać widzi wyśnioną piękność o złocistych włosach i niezwykłej jak na nowicjuszkę gracji, która znana jest jako Maria. Taiga z miejsca się w niej zakochuje, dlatego przy najbliższej okazji podbija do koleżanki z bezceremonialnym pytaniem, czy nie zechciałaby zostać damą jego serca. Nie dość, że na Marii całe to odczapowe wyznanie najwyraźniej nie robi szczególnego wrażenia, to jeszcze natychmiast odchodzi, mimochodem zwracając uwagę na fakt, że "właśnie szedł do przebieralni". Ten specyficzny dobór słów oraz dość niski jak na dziewczynę głos powinien dobitnie zaalarmować Taigę co do prawdziwej natury wybranki serca, jednak żyjący we własnym świecie chłopak od razu przypuszcza kontratak, zwalając zachowanie Marii na karb bycia nieśmiałą chłopczycą. Dopiero bezpośrednia, naoczna prezentacja tego, co znajduje się w spodniach obiektu uczuć, wreszcie nakazuje naszemu wannabe bohaterowi zmierzyć się z prawdą - a mianowicie że Maria to Arima, który jest chłopakiem.

Wszystko jest dla ludzi - także kolory. Zwłaszcza kolory!

Prześliczna okładka oraz mocno komediowy wstęp mogłyby sugerować, że jest to tytuł lekki, słodki i uroczy aż do niemożliwości - niczym taki Sekret Madoki, tylko w wydaniu BL i z rozchwianymi emocjonalnie nastolatkami w rolach głównych zamiast niewinnych dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Nic jednak bardziej mylnego. Nie bez powodu tomik opatrzono na odwrocie oznaczeniem "dla dojrzałego czytelnika", ponieważ problemy z tożsamością płciową Arimy mają bardzo, ale to bardzo dramatyczne podłoże (a i Taiga też nie miał najszczęśliwszego dzieciństwa pod słońcem). Nie chciałabym zdradzać za wiele szczegółów, gdyż wątek, dlaczego Arima w ogóle zaczął być Marią, zostaje rozwinięty dopiero w połowie tomiku, niemniej dość napisać, że chodzi o przemoc, i to taką w najgorszym możliwym wydaniu. Ale nawet jeśli jesteście wrażliwi, to absolutnie nie odradzam wam lektury, a jedynie bądźcie psychicznie przygotowani, że w tej historii chodzi o coś więcej niż tylko o uczucie rodzące się między dwojgiem zagubionych chłopców. Jeśli już, to jest to bardziej studium życia w najczystszej jego postaci: niesprawiedliwe, traumatyczne, często po prostu skrajnie chujowe... ale przy odrobinie szczęścia także pełne nadziei, wsparcia, zrozumienia i akceptacji.

W takich momentach budzi się w człowieku przemożna chęć przywrócenia Kodeksu Hammurabiego

Jestem pod niemałym wrażeniem, że jak na format jednotomówki udało się zbudować naprawdę wiarygodny, a przy tym wypełniony zacnymi bohaterami drugoplanowymi świat. Nie wszyscy odgrywają jakieś prominentne role, niemniej dla każdego znalazło się odpowiednie miejsce i moment, aby wchodzić w interakcję z głównymi aktorami sztuki. Oczywiście najwięcej czasu antenowego mają dla siebie Taiga i Arima - pierwszy jako ten optymistyczny, głośny głupek do potęgi niepojętej, a drugi będący trochę cierpkim, zamkniętym w sobie... chłopakiem? Czy jednak dziewczyną? Zwykle jeśli w mangach podejmowany jest choćby szczątkowy wątek tożsamości płciowej, w najlepszym razie można natrafić na transwestytów lub drag queen przedstawianych z mocnym przymrużeniem oka. Tymczasem Boy Meets Maria jest jedną z pierwszych (o ile nie pierwszą w ogóle, ale nie dam sobie głowy uciąć, bo nie czytałam absolutnie wszystkiego) mang na naszym rynku, które zechciały podjąć próbę rozważenia, czy naprawdę "wybór" musi ograniczać się tylko do jednej biologicznie sprecyzowanej płci i co, jeśli to nawet nie jest kwestia naturalnego "wyboru", ale stan wywołany traumą. Jak na japońskie dzieło popkultury to niesamowicie śmiała analiza... chociaż kimże ja jestem, rzucając taką gorzką pochwałę w kraju, który ewidentnie ma problemy z ocenianiem ludzi za to, jacy są, a nie za to, jakie mają preferencje?

Czyli fabuła Boy Meets Maria idealnie podsumowana w jednym poruszającym zdaniu

Niejednokrotnie wypowiadałam się na temat tego, że żyjemy w naprawdę wspaniałych czasach, mogąc czytać prace utalentowanych mangaków, którzy nawet na poziomie debiutu potrafią pobić na głowę wielu "wytrawnych" autorów... khemNakamuraijejłopatodłoniekhem... ale to, co się dzieje w Boy Meets Maria? Nie umiem znaleźć słów, aby zobrazować, jak doskonale wyrazisty, dojrzały i sprawnie poprowadzony jest to komiks. I to komiks właśnie debiutancki. Styl rysowania, który przypomina mi specyficzną mieszankę kreski Yuhki Kamatani (autorki Naszych marzeń o zmierzchu) oraz ZAKK (twórczyni znanych u nas Braci z ulicy oraz Canisa) to bez wątpienia absolutny majstersztyk, jednak nie w tym tkwi największa siła tego tytułu. Największe wrażenie zrobiło na mnie iście filmowe kadrowanie korzystające z całego dobrobytu istniejącej perspektywy oraz zdolność do takiego konstruowania historii, aby praktycznie każda strona stanowiła oddzielną, przemyślaną mini-narrację. I choć jest to najpewniej moja nadinterpretacja, podczas lektury wyczułam też ciekawe analogie do innych znanych polskim czytelnikom mang. Ta część, która skupia się na kółku teatralnym ćwiczącym przedstawienie na próbie generalnej, jako żywo przypomina klimat znany z posępnej Kasane, a znów komediowe scenki dziejące się między Taigą a dwójką jego kumpli przywodzą na myśl najlepsze (czyt. wczesne) czasy serializacji Bleacha.

Ani BLki po tagach, nieprawdaż

Mimo że mam ogromną słabość do cyklu Kolegów z klasy oraz z jakiegoś dziwnego względu niesamowicie przypadło mi do gustu Therapy game, Boy Meets Maria bez wątpienia zasługuje na najwyższe podium w kategorii najbardziej wartościowych mang spośród BLkowych Jednotomówek Waneko. Oraz na ścisłą czołówkę Jednotomówek Waneko w ogóle (chociaż osobiście wyżej/na tym samym poziomie postawiłabym chyba jedynie Na dzień przed ślubem). A że tych uzbierało się na ten moment prawdziwe multum - wraz z połową czerwca 2022 dobiliśmy do ładnych i jakże okrągłych 69 pozycji - więc są to słowa szczególnie znaczące. Oczywiście jeszcze raz przestrzegam, żeby nie traktować tej pozycji jako uroczej opowiastki na odprężenie po ciężkim dniu zapieprzu, gdyż możecie poczuć się przytłoczeni zbyt dużą dawką intensywnych emocji i wjeżdżających na psychikę przemyśleń, natomiast dla osób z otwartym umysłem i odpowiednim nastawieniem powinna być to lektura praktycznie obowiązkowa.

Mądrego to aż miło posłu... poczytać!

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze