Romans, że do rany przyłóż - recenzja mangi Zapach miłości (tomy 2-3)

Podejrzewam, że ostatnie przytłaczające wydarzenia oraz biegunka negatywnych informacji napływających z każdej możliwej strony mogły dość znacząco zmienić nasze codzienne gusta - jeszcze do niedawna szukaliśmy sensacji, ciężkich dramatów lub pościgów prezentowanych na tle wybuchów, natomiast dziś towarem deficytowym zaczynają być... zwykłe, zdrowe, ludzkie relacje. A że w życiu z wielu względów może ich mocno brakować, tak naturalnym krokiem wydaje się zwrot w kierunku popkultury. I trzeba przyznać, że wydawnictwo Waneko chyba nie mogło trafić na lepszy moment z wypuszczeniem Zapachu miłości niż ostatnie miesiące. Seria ta jest bowiem kwintesencją wzajemnego zrozumienia, rozwiązywania konfliktów poprzez spokojną rozmowę i bezinteresownego wsparcia mimo różnic w poglądach. I chociaż lekarzem nie jestem (ani nigdy nie miałam w zamiarze nim być), to z chęcią wypisałabym zbiorową receptę na lekturę tej mangi, by w sytuacji, gdy samemu nie mamy do kogo paszczy otworzyć, można ją było chociaż rozchylić i wydać z siebie ciche "awww", gdy będziemy rozczulać się nad rozmowami Natoriego i Yaeshimy.



Tytuł: Zapach miłości
Tytuł oryginalny: Ase to Sekken
Autor: Kintetsu Yamada
Ilość tomów:11
Gatunek: seinen, komedia, romans, okruchy życia
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)

Choć relacja Yaeshimy z Natorim układa się doskonale, po rozmowie zgodnie decydują się jeszcze przez jakiś czas zachować swój związek w tajemnicy przed ludźmi z firmy. Jest to jednak o tyle trudne, bo Yaeshima ma okazję spotkać Ichise, bliską współpracowniczkę Natoriego z działu rozwoju produktów, która zdaje się podskórnie wyczuwać, że ich dwójka się dobrze zna, a może nawet coś więcej niż tylko zna... Jednocześnie Yaeshima po konwersacji z Ichise, podczas której ta druga z rozbawieniem opowiedziała o kilku pociesznych akcjach z udziałem Natoriego, nabiera poważnych podejrzeń, że dziewczyna nie tylko podziwia swojego kolegę na stopie czysto zawodowej, ale że po tych trzech latach ścisłej współpracy zaczęła żywić w jego kierunku nieco głębsze uczucia. Co gorsza, przykrywka głównych bohaterów zostaje wystawiona na naprawdę ciężką próbę podczas wycieczki pracowniczej do gorących źródeł. Z jednej strony Ichise decyduje się na sprytny wybieg, aby "przedstawić sobie" zakochanych i sprawdzić, czy w jakikolwiek sposób zdradzą status swojej znajomości, a z drugiej kiedy późnym wieczorem Yaeshima prosi o krótkie spotkanie w pobocznym budynku, Natori zjawia się w stanie wskazującym absolutny brak możliwości utrzymania pionu (ani nawet przytomności). I kiedy już-już Yaeshima z przerażeniem konstatuje, że w jakiś sposób będzie musiała zatachać Natoriego do jego pokoju i nie wzbudzić przy tym dziwnych skojarzeń, na schadzce przyłapuje ich chyba najmniej spodziewana osoba...

Co prawda do trzeciego tomu nie dołączono już pachnącego dodatku, niemniej wciąż można tu, hehe, zwęszyć całkiem niezłą okazję na zgarnięcie uroczych gratisów

Przy okazji recenzji 1. tomu rozwodziłam się już, że związek Yaeshimy i Natoriego to absolutny majstersztyk w kategorii zdrowych, opierających się na szczerych rozmowach relacji, jednak dopiero od 2. tomu widać z pełną mocą, dlaczego w ogóle porywam się na tak wielkie słowa. Weźmy choćby pod uwagę kwestię ukrycia przed innymi pracownikami ich związku. Po pierwsze, wspólnie dochodzą do takiego konsensusu na drodze rozmowy, a nie jakichś dziwnych, niekonsultowanych z nikim założeń czy pretensji, jak pewnie miałoby to miejsce w jakimś średnio sprytnym shoujo. Po drugie, oboje doskonale rozumieją, dlaczego na tak wczesnym etapie warto powstrzymać się przed tego typu ogłoszeniami - nie jest to jednak podyktowane wyłącznie nieśmiałością czy poczuciem niższości Yaeshimy, ale też chęcią oswojenia się ze sobą nawzajem, zanim można będzie włączyć do tego wesołego kółeczka wsparcia kolejne osoby. Zwłaszcza Natori jest pod tym kątem mocno doświadczony i chociaż on sam z całego serca pragnie pochwalić się ukochaną przed całym światem, to jednak dociera do niego, że druga osoba może mieć zupełnie inne oczekiwania w kwestii tempa rozwoju związku. Zresztą, na tej jednej podjętej na wstępie decyzji sprawa się absolutnie nie zamyka, a bohaterowie po różnych wydarzeniach raz po raz wracają do tego problemu i aktualizują swoje stanowiska o zupełnie nowe poglądy (rozczulająca jest zwłaszcza rozmowa pod koniec 3. tomu, kiedy para planuje wspólne świętowanie urodzin Natoriego).

Panowie, a teraz proszę mi to wziąć głęboko do serca i zapamiętać na resztę życia - macie wszelkie prawo okazywać emocje! Nawet smutek! Zwłaszcza smutek!

Ale, ale! Nie tylko związek dwójki głównych bohaterów jest tu ukazany w niesamowicie dojrzały sposób, ale imponuje również to, jak Kintetsu Yamada przedstawiła wątek miłosnej rywalki. Mogłoby się wydawać, że wprowadzenie Ichise doprowadzi do rozpoczęcia długiej, pełnej nieporozumień i wzajemnych oskarżeń dramy ciągnącej się przez pół serii... tyle że nie. I nie trwa to nawet dwóch tomów. Jasne, sprawa wydaje się cokolwiek skomplikowana, niemniej każda z trzech stron "konfliktu" ostatecznie wychodzi z tej emocjonalnej kaczangi obronną ręką. Natori absolutnie nie chce grać na dwa fronty, Yaeshima nigdy nie posądza Natoriego o zdradę ani go od siebie nie odpycha, choć zdaje sobie sprawę, że ona i Ichise są dla mężczyzny ogromnie ważnymi osobami (tyle że każda w inny sposób), a Ichise w żadnym momencie nie zniża się do poziomu brazylijskich telenoweli, aby uznać Yaeshimę za tę gorszą, brzydszą czy mniej godną uczuć Natoriego. No po prostu tak wyszło, ale co zrobisz jak nic nie zrobisz - trzeba to po prostu przepracować rozmowami i płynąć dalej, zwłaszcza że cała trójka widzi się codziennie w pracy.

No tak, w tym jednym przypadku zgodna opinia faktycznie może rodzić niezgodę...

Swoją drogą można by się było spodziewać, że w serii opowiadającej o dorosłych ludziach - przede wszystkim tych znajdujących się w kwiecie trzeciej dekady swego życia - nikt nie będzie sobie zawracał głowy rodzicami głównych bohaterów. A tu proszę, szok i niedowierzanie, bo jak najbardziej są stałym elementem świata przedstawionego i nikt nie zdecydował się ich uśmiercić ku chwale fabuły w pierwszym lepszym wypadku samochodowym. Póki co bliżej poznajemy rodzinę Yaeshimów, a jeden z mikroarców zostaje poświęcony młodszemu bratu Asako, Keicie, który pracuje w małej, choć uznanej włoskiej restauracji. Tak się bowiem składa, że nasza zakochana para postanawia skorzystać z okazji i połączyć wykwintną kolację z przedstawieniem Keicie chłopaka/faceta/partnera Asako. I po raz kolejny dochodzi do fantastycznego przełamania stereotypowego motywu, który w tym przypadku skupia się na "męskim członku rodziny, który za żadne skarby nie chce oddać w cudze (zapewne fałszywe i lubieżne) łapska ukochanej istotki, przez co próbuje zdyskredytować absztyfikanta na jej oczach". Na swój sposób jest to podwójnie zabawna sytuacja, ponieważ spore grono osób widząc zapowiedź Waneko miało identyczne uprzedzenia w stosunku do Natoriego, zwłaszcza że większość wypuszczonych na naszym rynku biurowych erotyków opowiadała właśnie o takich bucowatych, niewybrednych biznesmenach, za którymi ogląda się bez mała pół firmy. Tymczasem kiedy dochodzimy do finiszu spotkania, wychodzi na jaw, że Keita miał solidne podstawy sądzić, że jego siostra może zostać w przykry sposób wykorzystana, jednak jak na mądręgo człowieka przystało umiał też dostrzec, że akurat Natoriemu można zaufać.

Na moje oko wygląda to bardziej jak aura sieroty, która budzi w człowieku instynkt macierzyński

Zwykle mówi się, że nie należy traktować fikcji zbyt poważnie czy czerpać z niej wzorce do naśladowania, jednak pogląd ten zupełnie nie przystaje do lektury Zapachu miłości. Jeśli już, to zdecydowanie warto się z niej nauczyć, że bycie miłym, szczerym i pełnym wsparcia dla drugiej połówki stanowi najlepszy możliwy przepis na miłość idealną. No, a przynajmniej taką wciórno wartościową. Na dodatek bohaterowie nie tylko rozmawiają jak na dorosłych przystało - w sensie takich dobrych dorosłych, bo wiadomo, że cymbałów ukrytych w pełnoletnich ciałach niestety na świecie nie brakuje - ale też mają dorosłe potrzeby, które potrafią wyrażać i egzekwować. A że rysunki są pozbawione pikantnych szczegółów? Eee tam, to tylko detal, tym bardziej że sceny seksu są tu przede wszystkim uzupełnieniem historii, nie na odwrót (w tym miejscu przesyłam uniżone ukłony wydawnictwu Akuma). Dla mnie Zapach miłości to romans absolutnie perfekcyjny, do którego można wracać i wracać za każdym razem, kiedy kontakty z prawdziwymi ludźmi dadzą porządnie w kość. Nie o taką fikcję nic nie robiłam... bo przecież taka fikcja powinna być standardem rzeczywistości. Ot co.

Coś ktoś mówił o niedostatkach mangowych sportówek na polskim rynku?

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze