Wsi swawolna, wsi chutliwa... - recenzja mangi Beztroski czas (jednotomówka)

Już szykowałam się do pełnego pasji marudzenia, że pojawia się u nas wyjątkowo dużo BLek skupiających się na miłosnych rozterkach nieopierzonych nastolatków... ale byłoby to wierutne kłamstwo, przynajmniej w kontekście wydawnictwa Dango oraz znajdującego się pod ich pieczą imprintu mochiko. Jeśli chodzi o licealne klimaty, w 2021 roku Kluski wydały zaledwie Grę uczuć, przedostatni tom Caste Heaven (oho, Chise Ogawa nieświadomie święci triumfy w tym króciutkim zestawieniu) oraz najnowszą jednotomówkę, czyli Beztroski czas. Ciężko zatem kręcić nosem, że nie po drodze mi z mentalnością tak młodych bohaterów, skoro do dyspozycji pozostaje jeszcze cały kopczyk innych pozycji. Z drugiej strony dobra historia powinna obronić się sama, niezależnie od wieku czy orientacji postaci, a wśród topki moich ulubionych tytułów BL wciąż niepodzielnie królują chociażby Koledzy z klasy czy Konbini-kun. Czy zatem Beztroski czas okaże się równie beztroski dla tak spróchniałej czytelniczki jak ja?


Tytuł: Beztroski czas
Tytuł oryginalny: Tantan to Tanto
Autor: Noriko Kihara
Ilość tomów: 1
Gatunek: romans, dramat, okruchy życia, boys love
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

W Fukunotori, maleńkiej wsi położonej między górami, gdzie poza zielenią nie ma większych rozrywek, mieszka sobie Shunpei oraz Kotaro. Nastolatkowie znają się od małego, a dodatkowo rodzice Shunpeia często zostawiają syna pod opieką sąsiadów (czyli Kotaro i jego rodziny), przez co chłopcy są dla siebie niemalże jak rodzeni bracia. No właśnie. Niemalże. Może się bowiem zrobić dość niezręcznie, gdy uświadomimy sobie, że licealiści nie mają specjalnych oporów przed użyczaniem pomocnej ręki przy masturbacji czy robieniem lodzika w zamian za jakąś drobną przysługę. Oczywiście nie obnoszą się tym przed światem, choć jednocześnie doskonale widać, że nieustannie spędzają ze sobą czas, czy to w szkole, czy też poza nią. Im bliżej jest jednak do ukończenia nauki w liceum, tym atmosfera między bohaterami zaczyna stopniowo gęstnieć. Kotaro nie wyobraża sobie życia bez Shunpeia, dlatego podczas wypełniania testowej ankiety na temat przyszłości zastanawia się, na jakie studia wybierze się przyjaciel, natomiast Shunpeiowi coraz trudniej ukryć przed innymi (oraz samym sobą) fakt, że Kotaro jest dla niego kimś więcej niż tylko dobrym (seks)kumplem z sąsiedztwa.

Patrząc na grafiki aż ciężko uwierzyć, że przedstawiają tę samą parę bohaterów

Pokuszę się pewnie o niezbyt popularną opinię, ale uważam, że to wcale nie jest manga o miłej, młodzieńczej miłości, a o relacji toksycznej jak w mało której serii. Sposób, w jaki bohaterowie traktują rodzinę oraz znajomych jest cokolwiek niepokojący (unikanie spotkań, na których obaj chłopcy nie mogą się zjawić, brak jakiegokolwiek speszenia na widok innych ludzi itp.), tak samo jak potrzeba przebywania tylko i wyłącznie w swoim dwuosobowym towarzystwie. Gdyby jeszcze zachowywali się tak w momencie, w którym uświadamiają sobie swoje uczucia i pragną nacieszyć się sobą, to pal sześć licho, spokojnie można powiedzieć, że miłość zawróciła im w głowach... ale oni mają tak absolutnie cały czas. Co gorsza ich obojętność wobec reszty świata posunęła się tak daleko, że nie zależy im na żadnej konkretnej uczelni ani kierunku, dopóki mogą pójść tam razem. I co, z pracą zamierzają zrobić identycznie? Wejdą do pierwszego lepszego korpo, trzymając się za ręce, i poproszą o dwa przytulne biurka ustawione tuż obok siebie? Ciężko nie mieć na taką myśl dreszczy. Dodatkowo mieszane uczucia wzbudza we mnie sposób rysowania Kotaro. Na zbliżeniach wygląda bardzo zupełnie spoko, jednak przy większym oddaleniu (albo na kolorowej ilustracji, którą wydawnictwo użyło do zrobienia karty dodawanej do przedpłat) wygląda jak bardzo nieletni dzieciak, co zresztą bywa komentowane przez samego Shunpeia.

Rodzice w mangach - idealna forma mobilnego portfela, który płaci i o nic nie pyta

Za to niezmiernie bawi mnie/trochę osłabia regularnie pojawiający się w mangach (nie tylko BL) motyw, kiedy to bohaterowie uznają za seks wyłącznie pełną penetrację, ale już oralny czy frot są dla nich tylko takim niewinnym fiziu-miziu dla byle akceptujących się znajomych. A myślałam, że to w Polsce edukacja seksualna leży i kwiczy do góry raciczkami... Znaczy, zgaduję, że w całej tej manianie forma seksu ma odgrywać bardziej metaforyczną funkcję, a penetracja to taki ostateczny etap okazania sobie zaufania i miłości, bo przecież partnerzy muszą się naprawdę mocno postarać, aby było im ze sobą dobrze. Natomiast traci to trochę na wymowie w momencie, gdy śledzimy poczynania nastolatków fapiących po pustostanach z częstotliwością królików w rui. Dla nich cielesny kontakt naprawdę nie stanowi żadnego większego tabu, i to na tyle, że ich matki doskonale zdają sobie sprawę z tego, co się między chłopakami dzieje. I owszem, miło, że nie czynią im z tego powodu najmniejszych wyrzutów, ale trochę bolą zęby, gdy się pomyśli, ile biedaczki musiały w międzyczasie widzieć i słyszeć (a jeden z takich przykładów mamy ukazany już na pierwszych stronach mangi).

No w sumie... otwór niby ten sam, ale siła ssania trochę inna...

Za co mogę gorąco pochwalić Noriko Kiharę, to zadbanie o wysoką jakość oprawy graficznej, która jest bardzo zwiewna, a zarazem niesamowicie szczegółowa. Doskonale pasuje to do wiejskich klimatów, w których rozgrywa się lwia część akcji. Muszę jednak podkreślić, że mimo pięknej, akwarelowej okładki zdobionej matowymi złoceniami (brawa dla wydawnictwa Dango!) i delikatnej, dopracowanej kreski, Beztroski czas nie jest odpowiednią jednotomówką dla osób, które z wymienionych wcześniej powodów liczą na lekką, ciepłą lekturę w stylu mang Ori Mity (Yamada i chłopak, Przy wspólnym stole) czy Furuyi Nagisy (Dwa lwy, Nasze wspólne lato, Jesteś moim latem). Obecność cenzury w postaci laserowych penisów co prawda oszczędza wrażliwym czytelnikom najintensywniejszych wrażeń, ale wciąż czuję jakiś taki podskórny niepokój, gdy myślę sobie o związku Shunpeia i Kotaro. Owszem, daleko temu do dzieł Harady, ale nada się jako porządna przystawka do studium zwichrowanych relacji męsko-męskich w mangach.

Kurde, też chciałabym mieć tak pięknie zwichrzone na deszczu kłaczki!

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze