Przezorna zawsze ubezpieczona - recenzja mangi Zerwane zaręczyny i więzienny slow life (jednotomówka)

Jak udowodniła nam to Katarina Claes z Odrodzonej jako czarny charakter w grze otome, gdzie wszystkie ścieżki prowadzą do złego zakończenia, bycie rywalką głównej bohaterki reverse-haremówki wcale nie musi oznaczać marnego losu jako obiekt powszechnej nienawiści, skoro można zawojować (inny) świat szczerością i przyjaznym usposobieniem. Znów Rachel Ferguson z Zerwanych zaręczyn i więziennego slow life'u - czyli mangowej adaptacji 2-tomowej light novelki wydanej u nas w ramach cyklu Jednotomówek Waneko - pokazuje, że stanie w wyraźnej opozycji do wybranki serca wszystkich okolicznych przystojniaków może skończyć się bardzo źle... ale wcale nie musi, jeśli tylko ma się trochę oleju w głowie i garść kontaktów do zaufanych ludzi. No co? W końcu trzeba sobie jakoś radzić w tych przykrych aż do bólu romansidłach.


Tytuł: Zerwane zaręczyny i więzienny slow life
Tytuł oryginalny: Konyakuhaki Kara Hajimeru Akuyaku Reijou no Kangoku Slow Life
Autor: Miya Taira (scenariusz), Hibiki Yamazaki (historia), Tetsuhiro Nabeshima (projekty postaci)
Ilość tomów: 1 (z serii Jednotomówek Waneko)
Gatunek: komedia, fantasy, seinen
Wydawnictwo
: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)

Najstarsza córka diuka Fergusona, a zarazem narzeczona księcia Elliota, Rachel, zostaje przez niego pochwycona i publicznie oskarżona o uczynienie niegodziwości ukochanej Margaret, za co ma solennie przeprosić. Rachel jednak nie tylko nie przyznaje się do winy, ale kompletnie nie przypomina sobie, aby czymkolwiek zawiniła, na co rozsierdzony książę postanawia natychmiast zerwać zaręczyny, a dziewczynę - wtrącić na resztę życia do podzamkowego lochu. Jeśli jednak sądził, że w ten sposób upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu, to się grubo przeliczył. Rachel nie jest bowiem w ciemię bita, a żywiołowy, rozkapryszony narzeczony już od dłuższego czasu działał jej na nerwy, dlatego postanowiła wykorzystać "wyrok", aby odciąć się od niego oraz wymagającego życia pełnego przygotowań do objęcia (w bliższej lub dalszej perspektywie) roli królowej. Zamiast tego czeka ją pełna wygód cela, z której może do woli obserwować, jak pali się grunt pod nogami regularnie doprowadzanego do szewskiej pasji Elliota i jego świty.

To chyba najbardziej kurtuazyjnie "chyba ty!", z jakim miałam okazję zetknąć się w życiu

Pierwsza połowa mangi jest niezwykle zabawna w przyjętym przez siebie koncepcie - przypomina trochę serię Maou-jou de Oyasumi, gdzie rolę głównej bohaterki grała osadzona w celi w zamku Władcy Demonów księżniczka, która ku strapieniu swojego "oprawcy" w mgnieniu oka przemeblowała surowe więzienie we wcale wygodne, pełne udogodnień lokum. W przeciwieństwie jednak do Syalis, Rachel robi wszystko z pełną świadomością zabijania ćwieka więżącemu ją księciu, co nie tylko ma go zdrowo wkurzyć, ale też pokazać wszystkim poddanym rażącą niekompetencję pretendenta do tronu (zarówno jeśli chodzi o egzekwowanie wyroku, jak i samo skazanie Bogu ducha winnej narzeczonej na niewspółmierną do winy odsiadkę). I trzeba przyznać, że panna Ferguson jest w swoich działaniach nader skuteczna. Już samych sposobów na zapewnianie sobie wykwintnych posiłków znalazła co najmniej pół tuzina, a dzięki wrodzonej elokwencji (oraz drobnych wspomagaczy w postaci np. butelki alkoholu zacnego rocznika) nie ma najmniejszych problemów, aby zjednać sobie sympatię pilnującego ją podstarzałego strażnika.

Jak to co? To jest raj na ziemi każdego szanującego się książkoholika!

Komedia wytraca jednak swoje zawrotne tempo w momencie, gdy Rachel kontaktuje się z dwiema przyjaciółkami, Alexandrą oraz Martiną, które jednocześnie są narzeczonymi dwójki głównych przydupasów księcia Elliota. Światło reflektorów przestaje być wtedy skupione na naszej rezolutnej szlachciance, a przenosi się na bohaterki drugoplanowe, którym co prawda wciąż kibicujemy, bo mają prawo wkurzać się na swoich niewiernych wybranków, ale niestety brakuje im charyzmy czy sprytu, by mścić się bez zostawiania oczywistych dowodów na celowość swojej perfidii. Niestety, jest wręcz przeciwnie - nagle do głosu dochodzi brutalna siła, co mocno kłóci się z dotychczasowymi metodami Rachel, aby prać brudy zgodnie z wpojoną przez pana rodu Ferguson szlachecką etykietą. Jestem też mocno zawiedziona kreacją Margaret. O ile dumny książę Elliot jest całkiem uroczy w swoim naiwnym przekonaniu, że jego pozycja zapewnia mu znaczącą przewagę, tak na główną rywalkę aż przykro patrzeć. Ani toto wyrachowane, ani mądre, ani nawet szczególnie ładne (no chyba że ktoś jest zatwardziałym loliconem, ale nawet ci nie powinni się zniżać do pewnego poziomu).

Astrologowie ogłaszają tydzień wkurzonych narzeczonych. Populacja masochistów zwiększa się.

Podziwiam, że rysowniczce udało się uchwycić subtelne różnice między projektem Rachel w pełnym "szlacheckim" rynsztunku (czyli w makijażu, gorsecie i innymi modnymi duperelami) a Rachel w wydaniu więziennym - ta druga wygląda jeszcze lepiej niż w pierwotnej wersji i aż mi wstyd za męskich bohaterów, którzy wzgardzili taką pięknością na rzecz dziecinnej pod każdym względem Margaret. Muszę też przyznać, że choć warstwa graficzna prezentuje się bez zarzutu i świetnie działa w ramach przyjętej komediowej konwencji, momentami twórcy zdrowo przesadzili z ilością dymków i tekstów wszelkiej maści, w tym takich, które spokojnie dało się wyrzucić z korzyścią dla tempa fabuły (jak 5-stronicowe zachwyty nad krągłościami Rachel i Margaret, żeby nie sięgać daleko). Jest to całkiem zrozumiałe przy robieniu adaptacji light novelki, która wymaga przecież przekonwertowania olbrzymich ścian narracji na prosty obraz, niemniej jak pokazały chociażby Zapiski zielarki, Odrodzony jako galareta czy nawet takie zwarte dzieło jak Badaczka mitycznych bestii, każde medium potrafi działać na swoich własnych zasadach.

Nie widziały gały co brały, to teraz będą szczerze żałowały

Jest to zaskakująco sympatyczna jednotomówka idealna dla każdego, kto umie wskazać wyższość wygodnego bunkra nad przebywanie wśród hałaśliwych ludzi (a tych w czasach pandemicznej izolacji raczej nie powinno brakować). Manga bawi nawet mimo tego, że w drugiej połowie tomiku fabuła została bardzo, ale to bardzo skondensowana. Lepiej jednak, że historia skończyła się w momencie, kiedy cały gag z Rachel bawiącą się w bycie szarą eminencją jeszcze się do cna nie wyczerpał, niż gdyby mangę czekał los podobny do dalszych tomów/drugiego sezonu Odrodzonej jako czarny charakter w grze otome. Oj, tego nie życzyłabym nawet najgorszemu wrogowi...

...chociaż może gdyby chodziło o Margaret?

Złota zasada każdego twórcy fanfików, czyli jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się zrobi!

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze