Cieszę się przeogromnie, że pobożne życzenia o zwiększenie liczebności mangowych romansów ze szczyptą dojrzałej erotyki nie tylko nie zostały pogrzebane wraz z wydaniem w ostatnich miesiącach dwóch jednotomówek osadzonych w biurowych klimatach, ale spełniły się w dość nieoczekiwany sposób, bo w postaci dwóch ogłoszeń wcale nie tak króciutkich serii:
Hapi Mari (na nasze
Długo i szczęśliwie?!) oraz
Ase to Sekken (czyli
Zapach miłości). W tym drugim przypadku mówimy nawet o mandze wydawanej w trybie półtoramiesięcznym! Wow! Co za czasy, żeby być żywym! Do tej pory taką prędkością wypuszczania kolejnych tomów mogły się poszczycić co najwyżej najdłuższe shouneny, a i to dotyczyło naprawdę nielicznych mang takich jak
Kuroko's Basket,
My Hero Academia i ostatnio
One Piece... nie, o żadnej
Shirayuki nie wspominamy, bo to jest właśnie definicja pobożnych życzeń... zwłaszcza z punktu widzenia samego Studia JG. Tymczasem mangi, które w telegraficznym skrócie polecałam już w czerwcu podczas publikacji recenzji jednotomowego
Powiedzmy, że cię kocham, dziś ukazują się w zrozumiałym języku i na pachnącym burżuazją papierze (szczególnie że za chwilę za tę przyjemność może przyjść nam płacić więcej niż mniej). I w tych polecajkach nie zamierzam ustawać, zwłaszcza jeśli chodzi o
Zapach miłości, które jest najlepszą rzeczą, jaką mogły nam dać współczesne jose... a, pardon. Właściwie to seineny.

Tytuł: Zapach miłości
Tytuł oryginalny: Ase to Sekken
Autor: Kintetsu Yamada
Ilość tomów:11
Gatunek: seinen, komedia, romans, okruchy życia
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
26-letnia Asako Yaeshima - spokojna, nierzucająca się w oczy dziewczyna z działu księgowości - pracuje w firmie Liliadrop zajmującej się projektowaniem i produkcją kosmetyków wszelkiej maści. Choć może się wydawać, że zatrudniła się w tej placówce z czystego przypadku, tak naprawdę Asako uwielbia swoją pracę, bo uwielbia wytwarzane w niej produkty, tym bardziej że niejednokrotnie zawdzięcza im ratunek w co bardziej krępujących, obfitujących w pot sytuacjach. Kiedy na wystawce w firmie pojawia się nowa linia letnich mydełek, Asako z zachwytem się im przygląda, co zwraca uwagę Koutarou Natoriego, projektanta z działu rozwoju produktów. Z jakiegoś powodu w tym konkretnym momencie Asako zaczęła tak pięknie pachnieć, że Natori czuje przypływ niesamowitego, choć mocno niesprecyzowanego natchnienia. Aby móc przekuć tę ulotną wenę na projekt nowych mydełek z kolekcji zimowej, Natori prosi, aby Yaeshima tymczasowo została muzą... dla jego nosa. Jak można się spodziewać, z jednej strony Asako jest mocno skrępowana niuchaniem jej szyi, bo praktycznie całe życie musiała borykać się z bolesnymi wspomnieniami, kiedy to trzymano ją na dystans i przezywano zewsząd "capidełkiem", ale z drugiej wierzy w dobre intencje poczciwego, wesołego Natoriego, któremu zawdzięcza też ogrom wspaniałych, dodających jej otuchy kosmetyków do kąpieli. Z czasem okazuje się jednak, że projekt projektem, ale wspólnie spędzony czas procentuje w obopólne uczucia...
 |
W moim przypadku trafiła się sól o zapachu pomarańcza-mango... choć to tylko luźne przypuszczenia, bo przed świętami ciągle pachnie w domu mandarynkami
|
Kiedy Waneko zapowiedziało wydanie Zapachu miłości,
wiele mieszanych uczuć wzbudził opis historii skupiający się na tym, że
jakiś ważny pan w firmie produkującej kosmetyki wącha sobie intensywnie
pocącą się pracownicę. Osobiście byłam tą sytuacją mocno rozdarta,
ponieważ owszem, to właśnie dzieje się w pierwszym rozdziale pierwszego tomu i ciężko w tym temacie cokolwiek czarować... ale absolutnie nie jest to żadna absurdalna opowieść o pokręconych fetyszach podlanych sosikiem z galopującego mobbingu! Wierzcie lub nie, ale pomijając te dziwnie brzmiące zawiązanie znajomości między dwójką głównych bohaterów, Zapach miłości jest prawdopodobnie najzdrowszym, najdojrzalszym, a zarazem najbardziej puchatym romansem, jaki możecie aktualnie znaleźć wśród mang i anime (choć trzymam kciuki, żeby ten trend tylko rósł w siłę). A wystarczył jeden magiczny składnik, żeby bohaterowie wszystkich rozmemłanych shoujo ich znienawidzili - czyli komunikacja. Bohaterowie już od pierwszych chwil bycia parą nieustannie rozmawiają ze sobą na temat swoich przemyśleń, wątpliwości i uczuć, nie wahają się podziękować drugiej stronie za odwagę i szczerość, przestrzegają wyznaczonych wspólnie zasad... a Natori to zdołał nawet brawurowo przełamać schemat z nieprzekraczalną dla japońskich mężczyzn granicą damskiej łazienki i kiedy zauważył, że Asako zasłabła, w mig skoczył jej na pomoc. Niech żyje konfrontacja pałah!
 |
Nie każdy superbohater nosi pelerynę (i majtki na rajtuzach)!
|
Zresztą, czy wiedzieliście, że wydzielany przez ciało pot tak naprawdę nie ma
żadnego zapachu? Tym, co odpowiada za nieprzyjemną woń, są znajdujące się
na skórze bakterie, a konkretnie produkty metabolizmu składników, które
drobnoustroje pobierają z potu. W tym kontekście wąchanie pocącej się Yaeshimy, która dba o codzienną
higienę jak mało kto, wcale nie musi oznaczać, że Natoriego kręcą jakieś przykre zapaszki spod paszki. Wręcz przeciwnie! Asako jest koneserką świetnych kosmetyków, które umie ze sobą łączyć, aby aromaty wzajemnie się nie tłamsiły, a przy okazji stanowi także doskonały papierek lakmusowy dla stosowanych mydełek i balsamów, ponieważ pachną na niej dokładnie tak, jak powinny. Z drugiej strony można też potraktować Natoriego jako lajtową wersję wampira energetycznego, tylko że zamiast przytulania ładuje on swoje duchowe akumulatory poprzez miłe jego sercu (i nosowi) aromaty. Dlatego chociaż zapachowe fetysze nie są mi specjalnie bliskie, w ramach tego świata przedstawionego skupiającego się na firmie produkującej kosmetyki i tej pary do cna poczciwych bohaterów każdy ukradkowy niuch wyczuwający nastroje drugiej osoby z miejsca mnie kupuje, bo jest czymś uroczym w swej prostocie, a przy tym wciąż niezwykle intymnym.
 |
Moją ulubioną woń zawdzięczam papierowi - zwłaszcza temu o nominale pińćset złotych pakowanym po dwieście banknotów
|
Nie mogę przy okazji nie wspomnieć o genialnej strategii marketingowej, jaką zastosowało w tym przypadku Waneko. Do pierwszego tomu zakupionego w sklepie wydawnictwa dodawana jest fiolka z solą do kąpieli (do wylosowania w wariancie pomarańcza-mango lub zielona herbata), natomiast tom drugi będzie zaopatrzony w pudełeczko z mydłem w płatkach (w sam raz na koronawirusowe czasy i potrzebę utrzymania higieny rączek w warunkach polowych!). Uważam ten pomysł za absolutny strzał w dwunastkę, bo nie tylko jest niezwykle oryginalny oraz idealnie dopasowany do przewodniego tematu mangi, ale na dodatek wciąż są to gadżety uniwersalne, przydatne dla czytelników każdej płci, wieku i statusu łazienkowego... tak, nawet ta nieszczęsna sól do kąpieli, która jest powszechnie deprecjonowana przez posiadaczy pryszniców. Zaręczam jako osoba pozbawiona dostępu do wanny, że wystarczy zwykła miska/brodzik oraz odrobina chęci, a można w prosty sposób przygotować swoim stópkom spersonalizowaną kąpiel - zwłaszcza zimą po powrocie z mroźnej przechadzki będą wam za to dozgonnie wdzięczne! A nawet jeśli nie zużyjecie soli na kąpiel, wciąż można potraktować ją jako przenośną aromaterapię do stosowania w chwilach znużenia. Natori gwarantuje skuteczność działania takich życioumilaczy.
 |
Sceny seksu, choć subtelne i pozbawione newralgicznych szczegółów anatomicznych, są w zamian pełne uczuć i wyrażanej na głos troski
|
Ech... w sumie to trochę mi głupio... no, właściwie to głupio mi jak stąd do Kuala Lumpur... ale jeśli chodzi o Zapach miłości, to nie umiem nie wyrażać się o nim inaczej niż w samych superlatywach i z podświadomym pragnieniem, aby wszyscy dookoła pokochali tę serię tak samo mocno jak ja. Na obronę mojego recenzenckiego honoru pozostaje mi jedynie fakt, że to jaranie się trwa już od przeszło pół roku, czyli na kilka miesięcy zanim ogłoszono wydanie mangi na naszym rynku. Jasne, jeśli ktoś lubuje się w ciężkich dramach osadzonych w bardziej nietuzinkowych realiach (bo umówmy się, praca biurowa to jednak najniższy możliwy pułap jeśli chodzi o wymyślanie fabuły dojrzałych romansów w mangach), to seria ta może mu się wydać zbyt naiwna w odbiorze, ale zapewniam na wszystkie łakocie świata, że związek Koutarou i Asako mimo ogromu słodyczy wciąż jest przedstawiony niesamowicie realistycznie. Bo tak, nie obędzie się bez zupełnie trywialnych problemów czy nawet sporadycznych nieporozumień... które są rozwiązywane szybko i w jedyny słuszny dla ludzi w okolicach trzydziestki sposób. Poprzez szczerą, spokojną rozmowę.
Ale o konkretnych przykładach porozmawiamy sobie innym razem.
 |
Oh, stahp you... nie wytrzymam takiej dawki szczerości w moich mangach...
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze