Moja przyjaciółka, która jest niedzielnym oglądaczem anime (głównie tych dostępnych na Netflixie, ale jakiś Mob Psycho 100 czy inne Bungou Stray Dogsy też się na liście ulubionych franczyz zaplączą), pytała mnie kilka miesięcy temu, jakie są szanse na kolejny sezon Kakegurui. Patrząc na to, że drugi sezon miał premierę niemal trzy lata temu, a obecnie studio MAPPA umiera pod ciężarem kolejnych wielkich projektów - zaraz do kin wlatuje film z uniwersum Jujutsu Kaisen, od stycznia z ostatnim sezonem wracają Tytany, hype narastający wokół produkowanego Chainsaw Mana już dawno przebił sufit i właśnie zaczyna wchodzić w stratosferę - nie sądziłam, żeby nastąpiło to szybko, o ile w ogóle, skoro pokuszono się nawet o oryginalne quasi-zakończenie. Ale właśnie - nie sądziłam, dopóki na kilka godzin przed publikacją tej recenzji nie wpadło zaskakujące ogłoszenie, że studio MAPPA będzie się zajmować spin-offowym Kakegurui Twin. Czyżby była to jaskółka zwiastująca długo oczekiwaną wiosnę? Tak czy inaczej wydawana u nas przez Waneko manga wraz z tomem 11. przekroczyła już granicę adaptacji i ruszyła z kopyta z nowym materiałem, przez co stanowi poważną konkurencję dla istniejącej (póki co) wyłącznie w pobożnych życzeniach kontynuacji.
Tytuł: Kakegurui - Szał hazardu
Tytuł oryginalny: Kakegurui
Autor: Homura Kawamoto (scenariusz), Toru Naomura (rysunki)
Ilość tomów: 15+
Gatunek: shounen, tajemnica, psychologiczny, szkolne życie, dramat
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
Końca wyborów na przewodniczącą (lub przewodniczącego, ale w to chyba mało kto wierzy) samorządu Akademii Hyakkao wciąż nie widać, choć powoli z szarej masy wyłaniają się wyraźni liderzy gromadzący głosy poprzez mniej lub bardziej kontrolowane gry hazardowe. Prowadzenie Kirari Momobami nie jest niczym zaskakującym, tak samo normalnym wydaje się drugie miejsce depczącej jej po piętach Terano Totobami, choć jeśli chodzi o trzecie miejsce, obecność na tej lokacie Yumemi Yumemite jest już dość nietypowe. Wszak święcąca triumfy idolka celuje nie tylko w szczyt japońskiego show biznesu, ale otwarcie ostrzy sobie zęby na hollywoodzką sławę i złotą statuetkę w kategorii najlepszej pierwszoplanowej aktorki. I faktycznie jest w tym założeniu ziarnko prawdy, ponieważ Yumemi wcale nie jest łasa na ciepłą posadkę w Akademii... niemniej dzięki gromadzonym głosom może wywrzeć wpływ na to, kto ostatecznie zasiądzie na fotelu przewodniczącej, a wtedy zyska nie lada sojusznika z nie lada koneksjami, co umożliwi jej podbój filmowego świata. Aby jeszcze bardziej zwiększyć swoje wpływy, Yumemi postanawia wejść w chwilowy sojusz z Yumeko i przygotować wspólny koncert dla "wahających" się fanów. Wszak co dwie słodkie, hojnie obdarzone piękności proszące o głosy publiki, to nie jedna, prawda? Plany krzyżuje im jednak pojawienie się dość zaskakującego gościa kryjącego się wśród przeniesionych uczniów ze Stu Żarłocznych Rodzin - a jest nią Kawaru Natari, utytułowana hollywoodzka gwiazda japońskiego pochodzenia.
 |
Autorzy nawet nie próbują ukrywać, kto naprawdę liczy się w tej wojnie |
Muszę przyznać, że przy tak licznej, barwnej gromadce postaci drugoplanowej Yumeko z powodzeniem udaje się zachować w tajemnicy przed czytelnikiem swoją przeszłość, jednak powoli, powoli zaczynamy poznawać nieco głębsze warstwy psychiki naszej zatwardziałej fanki szału hazardu. Oczywiście nic się nie zmieniło jeśli chodzi o zaangażowanie Yumeko w ryzykowne gry i stawianie wszystkiego na jedną kartę, ale z tego szaleństwa zaczyna wyłaniać się metoda, zwłaszcza gdy nasza protagonistka widzi się z Tsubomi, kolejny raz wygrywa w pojedynku z Midari albo komentuje nieczyste zagrania Miyo Inbami. Wychodzi wtedy na to, że dla Yumeko liczy się coś więcej niż tylko dreszczyk emocji (czy raczej całe konwulsje) odczuwany przy ryzykownych zagraniach - a jest to gra z przeciwnikami, którzy umieją wziąć odpowiedzialność za samych siebie i podejmować choćby najbardziej wariackie próby polepszenia swojej sytuacji w miejscu biernego obserwowania i narzekania na otaczający świat. Yumeko wychodzi z założenia, że jeśli ktoś nie boi się przyjmować życia na klatę lub wręcz przeciwnie, jest gotów za coś zginąć, to jest to godne najwyższego szacunku... ale tylko wtedy, jeśli dana osoba robi to sama z siebie i dla samego siebie. W końcu Yumeko nie jest superbohaterką, która ratuje biednych i zagubionych, bo w ten sposób robiłaby z nich swoich dłużników, ale jak to pada w samej historii, "ona tylko daje innym impuls do działania".
 |
Czy mi się wydaje, czy Yumemi jest jakąś daleką krewną Lighta Yagami?
|
O ile w anime nie było tak tego czuć, tak w mandze role Yumeko i Mary (czy może Mary i Ririki) wydają się niemal równoważne. Jasne, ta pierwsza wciąż przyciąga znacznie większą uwagę ze względu na swój niepohamowany pociąg do hazardu, co może stanowić idealną broń na Kirari, jednak i Mary zaczyna się rozkręcać, przetrzebiając szeregi Stu Żarłocznych Rodzin na własną rękę. Albo ręka w rękę z Yumeko. Właśnie to jest w tym najbardziej fascynujące, że dziewczęta są jednocześnie przyjaciółkami (specyficznymi, ale jednak), wiernymi sojuszniczkami oraz rywalkami, przy czym ta ostatnia relacja też nie jest tak zupełnie jednoznaczna. Oczywiście obie biorą udział w wyborach i jeśli trzeba będzie (a wkrótce będzie), na pewno starłyby się ze sobą w otwartej grze z całą mocą. Trzeba jednak pamiętać, że ich pobudki są zgoła różne - Yumeko chce się dobrze bawić, a Mary zdobywać głosy i w efekcie zostać przewodniczącą - więc tak naprawdę nie pragną sobie nawzajem wydrapać oczu ani wbić potajemnie sztyletu w plecy. Co jest szczególnie zaskakujące jak na pozbawione skrupułów zasady rządzące Akademią Hyakkao, w tym jednym przypadku głębokie zaufanie wydaje się prawdziwym kluczem do sukcesu i prawdziwie satysfakcjonującej gry.
 |
T-to nie tak, że mi ciebie szkoda, b-baka!
|
Ostatnio w sieci pojawiło się wiele emocjonalnych dyskusji na temat tłumaczeń kilku wydawanych serii. Oczywiście nie zamierzam dorzucać do tego piekiełka swoich trzech groszy, choć nie ukrywam, że te ożywione... rozmowy... kazały mi trochę baczniej zwrócić uwagę na aktualnie czytane mangi. Co rzuciło mi się w oczy przy lekturze Kakegurui - zwłaszcza od tomu 11. wzwyż, kiedy fabuła wyszła poza ramy anime - to że naprawdę trzeba pochwalić ekipę redakcyjną za odwalaną tu robotę. Tłumaczenie serii, gdzie nawet najmniejsza logiczna wpadka poważnie odbiłaby się na zrozumieniu reguł prezentowanych gier (z których każda kolejna wydaje się jeszcze bardziej podstępna), jest nie lada wyzwaniem, jednak Karolinie Dwornik udaje się to po prostu świetnie. O ile wcześniej ciężko mi było wychwycić, co było zaletą tłumaczenia mangi, a co wynikało z wcześniejszej znajomości anime, tak teraz mogę z całą stanowczością powiedzieć, że to ogromna przyjemność zapoznawać się z meandrami dedukcji bohaterów próbujących w mniej lub bardziej legalny sposób przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Jasne, może od czasu do czasu trzeba się cofnąć do omawianych reguł, żeby nadążyć za systemem naliczania punktów, jednak bez wiary w porządne tłumaczenie już dawno bym zwątpiła w umysł pana Homury Kawamoto.
 |
NANI?! To tak się w ogóle da w tej serii?!
|
Wraz z kolejnymi tomikami coraz bardziej i bardziej doceniam siłę Kakegurui. Możliwe, że seria jeszcze nie załapałaby się do mojego osobistego top 10 wydawanych u nas mang, ale znajduje się zdecydowanie powyżej wszelkiej przeciętności i na miejsce w pierwszej dwudziestce bankowo by już zasłużyła. Zachwyca mnie tu bowiem i fantastyczna oprawa graficzna (nikt inny jak pan Toru Naomura nie rysuje tak realistycznie, a zarazem tak karykaturalnie min zdesperowanych przegranych - kadr z końcówki 12. tomu to absolutny majstersztyk), i stały poziom fabuły, i konsekwentny rozwój drugoplanowych postaci (nawet Suzui dostał ostatnio swój mega odjazdowy moment!), i nietuzinkowe pomysły na kolejne pokręcone gry, i szczypta sporadycznego, smakowitego, pasującego do klimatu ecchi. A za wisienkę na torcie można uznać polskie wydanie, które nie zawodzi ani jakością tłumaczenia, ani nasyceniem czerni rysunków. Wszystko jest tu doskonale zbalansowane i wszystko jest jedyne w swoim rodzaju. Za taką mangą można śmiało szaleć... i to nie tylko pod wpływem hazardowego cugu.
 |
Historia pięknie kołem (a raczej kamieniem-papierem-nożycami) się toczy
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze