Nie takie znowu chłodne stosunki w pracy - recenzja mangi Śnieżny chłopak i cool dziewczyna (tom 1)

Jak pewnie zdążyliście już zauważyć, choć nasze polskie wydawnictwa mangowe nie zamykają się na różnorodne gatunki, mają swoje sprawdzone nisze, w których doskonale się odnajdują. J.P.F. prężnie działa na polu staro... khem, khem, znaczy... zasłużonych klasyków, Waneko lubi sięgać po serie z anime (a już najbardziej po hity z Shounen Jumpa), Studio JG ma po trochu wszystkiego, ale wciąż stawiają przede wszystkim na nastolatków... natomiast Kluski z Dango poza przejęciem yaoicowej schedy po Kotori zaczęły specjalizować się w jeszcze jednej dziedzinie - a mianowicie w "mangach z Twittera", jak to można chyba w uproszczeniu określić. Kolejny bowiem raz na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy wydawnictwo sięga po niepozornie wyglądający tytuł, który na pierwszy rzut oka może nie zwalać z nóg zaprezentowanym konceptem, ale przez to, że był/jest tworzony w oparciu o bezpośrednią komunikację z fanami, to często wychodzi z tego coś niezwykle szczerego i sympatycznego.



Tytuł: Śnieżny chłopak i cool dziewczyna
Tytuł oryginalny: Koori Zokusei Danshi to Cool na Douryo Joshi
Autor: Miyuki Tonogaya
Ilość tomów: 4+
Gatunek: komedia, romans, okruchy życia, super moce
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Kolega Fuyutsuki z pracy, Himuro, jest potomkiem yuki-onny, czyli znanej z japońskich wierzeń śnieżnej kobiety. Posiadanie w rodowodzie takiej znakomitości oznacza, że Himuro może na zawołanie wywołać zamieć czy skuć biurko lodem. Problem w tym, że nie do końca nad tymi mocami panuje. Kiedy tylko mężczyzna pozwala emocjom wziąć nad sobą górę, z miejsca tworzy się wokół niego mały pogodowy kataklizm, dlatego za wszelką cenę stara się być tak samo chłodny, jak chłodne są jego nieposkromione moce. Jest to jednak trudne w obliczu jego znajomości ze wspomnianą już Fuyutsuki, która co prawda żadnego youkai w rodzinie nie ma, ale wydaje się być istną potomkinią królowej śniegu - dystyngowaną, opanowaną, małomówną... i wciurno uroczą, szczególnie w tych momentach, gdy okazuje Himuro troskę i martwi się o jego samopoczucie. Nic więc dziwnego, że serce Himuro zaczyna mocniej bić w stronę ślicznej koleżanki z biura, jednak ona nie do końca wydaje się rozumieć, że jej przyjazne zachowanie może być odbierane w tak bardzo entuzjastyczny sposób. A przynajmniej jest tak na początku, bo z czasem i Fuyutsuki zaczyna zauważać, jak chętnie spędza czas z tym cokolwiek specyficznym kolegą...

Takim potężnym magnesem to można przyczepić do lodówki nie listę z zakupami, ale całą wypełnioną prowiantem siatkę

Pierwszych kilka rozdziałów pierwszego tomu może nieco ostudzić entuzjazm odbiorców, ponieważ czterostronicowe historyjki zaczynają się w dokładnie ten sam sposób i kończą bliźniaczo podobną puentą. Należy jednak pamiętać, że seria na początku swojego istnienia była publikowana na Twitterze i pixivie, a jej powtarzalny format miał na celu w przystępny sposób zapoznać niedzielnych czytelników z głównym motywem historii. Niezależnie więc od tego, czy ktoś odkrył profil autorki na poziomie rozdziału pierwszego, czy też dopiero piątego, od razu wiedział, w czym rzecz i zauroczony relacją głównych bohaterów sięgał po więcej/cofał się po poprzednie opowiastki. Kiedy jednak zaoferowano autorce pełnoprawną serializację oraz wydawanie mangi w tomikach, nabiera ona przejrzystej przyczynowo-skutkowości, a relacja Himuro i Fuyutsuki od koleżeństwa pełnego uroczych, randomowych niedomówień zaczyna przekształcać się w coś bardziej konkretnego. Nie jest to jednak takie łatwe, bo on poprzez tonowanie emocji stara się kontrolować swoje śnieżne moce, natomiast ona jest po prostu zarąbistą oazą spokoju i kwiatem lotosu pośród... eee... pośród zamarzniętego na kość jeziora.

Do zdobienia okładki wykorzystano dość nietypowy lakier punktowy, bo wypukły! Aż nie sposób się powstrzymać od miziania!

Gdyby cukier mógł przyjąć formę papierową, jestem przekonana, że byłby sprzedawany pod nazwą Śnieżny chłopak i cool dziewczyna. Manga jest bowiem urokliwą, luźną komedią romantyczną w klimatach korpo - trochę jak taki Wotakoi, tylko zamiast wytrawnych komentarzy i mrugnięć oczkiem w stronę znawców fandomu mangi i anime mamy tu przede wszystkim wewnętrznie umierającego Himuro, który co i rusz jest rozczulany przez swoją koleżankę z pracy, a ich niemrawe zaloty są okazjonalnie komentowane przez dwójkę nie mniej sympatycznych współpracowników. Hm, hm, ciekawe, czy w przyszłości też utworzy się z nich zgrabna parka... Podczas lektury zaskoczyło mnie trochę to, że główny bohater mówi sporadycznie z akcentem z Kansai (u nas wykorzystano w tym celu gwarę poznańską), choć jest to przypadłość cokolwiek przypadkowa i jak na mój gust trochę zbyt późno wyjaśniona, przez co prawie posądziłam tłumaczkę o nieumyślną fuszerkę. Poza tym jednym momentem dialogi zostały jednak przełożone w naprawdę zgrabny sposób, umiejętnie przemycając delikatny, pasujący do biurowych klimatów humor. Warto przy okazji wspomnieć, że poza grą słów w samym tytule, także w imionach bohaterów kryją się ciekawe smaczki - "fuyu" u Fuyutsuki może oznaczać "zimę", natomiast Himurowe "hi" to nic innego jak "lód". Trafił tutaj swój na swego, prawda?

To widać, słychać i czuć. Brrrr.

Jak na pracę, która najpierw była publikowana w Internecie (choć nie była pierwszą mangą autorki w ogóle), Śnieżny chłopak i cool dziewczyna już od samego początku wygląda niebywale uroczo. Owszem, w wielu momentach tło jest bardzo umowne - nawet jak na to, że mamy do czynienia z generycznym korpo i generycznymi stanowiskami przy komputerach - ale już postaciom nie szczędzi się miłości jeśli chodzi o cieniowanie ich wcale nie tak prostych w obejściu włosów czy projektowanie coraz to nowych ciuszków (w czym prym oczywiście wiodą panie, bo panowie zwykle zadowalają się biurową klasyką w postaci koszul i krawatów). Jestem szczególnie wielką fanką wyglądu głównej bohaterki i w ogóle według mnie nie ma piękniejszej prostoty (prostszego piękna?) niż długie, rozpuszczone włosy i noszone do tego eleganckie kolczyki. A tych Fuyutsuki ma multum! Tylko na przestrzeni tego jednego tomiku naliczyłam przynajmniej czternaście unikalnych par kolczyków, z czego zdecydowaną większość chętnie zobaczyłabym we własnej kolekcji. Niby to taka pierdoła, ale widać, że autorka naprawdę przywiązuje mnóstwo wagi do świata przedstawionego, co w nienachalny sposób nadaje historii realizmu. No, chociaż realizmu jak realizmu, skoro jednocześnie za głównego bohatera robi tu chodząca chłodziarka...

*nie mogąc się powstrzymać przed gromkim zaśpiewem* Ulepimy dziś bałwana? No chodź, zrobimy to!~

Jedyny minus, jaki umiem wskazać, to bardzo skromna objętość tomiku, która wynosi zaledwie 126 stron i, niestety, lepiej z tym w przyszłości nie będzie. Jasne, jeśli fabularnie ma to uzasadnienie, aby dzielić mangę na mniejsze porcje, to wydawnictwo może robić, co mu się żywnie podoba, jednak musicie być przygotowani na to, że lektura skończy się szybciej niż powinno być to ustawowo dozwolone. Z drugiej strony czując na karku nieuchronnie zbliżający się finał Wotakoia, który do wybitnych grubasków również nie należy, z chęcią przygarnę Śnieżnego chłopaka i cool dziewczynę jako zastępstwo trwającej mangi o nie tak znowu konwencjonalnym romansie utrzymanym w klimatach biurowych. Zamiast bólu brzucha (ze śmiechu) gwarantuję tu próchnicę w pakiecie z niekontrolowanymi skokami insuliny (od nadmiaru słodkości i puchatości).

...ou. A bałwanki wzięły i się same ulepiły.

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze