Niania, co żadnej (brudnej) roboty się nie boi - recenzja mangi Kiedy yakuza zostaje niańką (tom 1)

Sporo osób z wytęsknieniem czekało, aż wydawnictwo Dango zapowie jakąś nową, dłuższą serię. No bo jasne, jedno- i dwutomówki są fajne, ale jak do tej pory Kluski wykazały się naprawdę świetnym gustem jeśli chodzi o wybór bardziej rozbudowanych serii. Tym jednak razem zamiast kojarzonych z anime hitów bądź uznanych w swoich niszach tytułów wydawnictwo zaproponowało mangę cokolwiek nieznaną. Ale "nieznana" nie oznacza przecież automatycznie "zła", tym bardziej że każda wyprodukowana przez popkulturę rzecz była u zarania swego istnienia czymś zupełnie nowym, zanim stała się czymś rozpoznawalnym i uwielbianym. Zresztą, zarys fabuły będący swoistym połączeniem Yakuzy w fartuszku i SPYxFAMILY wskazuje na to, że w tę serię uda się wsiąknąć szybciej niż zdążyłabym powiedzieć "czas wyskakiwać z kolejnych zaskórniaków".


Tytuł: Kiedy yakuza zostaje niańką
Tytuł oryginalny: Kumichou Musume to Sewagakari
Autor: Tsukiya
Ilość tomów: 5+
Gatunek: komedia, okruchy życia, akcja
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Toru Kirishima - młody mężczyzna, który nie tylko ma aparycję stuprocentowego członka yakuzy, ale faktycznie do takowej przynależy - jest znany ze swojej piekielnej skuteczności jeśli chodzi o załatwianie wszelkiej brudnej roboty. Podejmuje się wszystkiego bez choćby mrugnięcia okiem, począwszy od obijania pysków ludziom, którzy próbują handlować prochami nie tam, gdzie powinni, kończąc na rozkwaszaniu nosów typkom podającym się za członków grupy Sakuragi. Pewnego razu szef przydziela mu jednak zadanie klasy specjalnej. Zamiast iść ze szklanym tulipanem na kolejnych brużdżących im gangsterów, Kirishima zostaje zobowiązany, by... zaopiekować się kilkuletnią córeczką szefa, Yaeką. Dziewczynka przez kilka lat nie mieszkała w głównej siedzibie, a większość czasu spędzała pod okiem swojej cioci od strony mamy, Kanami. Problemem pozostaje jednak to, że padre jako wpływowy człowiek półświatka nie do końca może chodzić na wywiadówki czy odbierać córkę ze szkoły - i wtedy na scenę wkroczyć ma Sakuragi, stając się dla Yaeki nie tyle ochroniarzem, co nianią na pełen etat.

Mangunia z preoderu razem z pełną wyprawką dla maluch... znaczy, dla żądnego kjutności czytelnika

Porównanie tej mangi z Yakuzą w fartuszku wydaje się nieuchronne, choć warto mieć w pamięci, że obie serie celują w zupełnie inny klimat. Kirishima jest nieporównywalnie bardziej normalny niż Tatsu, a mimo swojego nieokrzesania w brudnej robocie i posiadania zdecydowanie zbyt ciężkiej ręki, przy kontaktach z Yaeką młody yakuza jest wcieleniem wyrozumiałości i po prostu super-ekstra-mega fajnym wujkiem. Nie dziwię się, że mimo początkowej niechęci Toru w mig zdołał podbić serduszko małej (nie tak znowu bez powodu, bo jego pojawienie się w szkole w lekko wygładzonej stylówce zachwyciłoby chyba każdą - niekoniecznie nieletnią - damę). Mogłoby się też wydawać, że to jakaś ostra pomyłka, aby wpływowy szef grupy przestępczej oddelegowywał do niańczenia swojej małej córeczki najgorszego zakapiora z całej bandy, ale całkiem szybko wychodzi na jaw, że Kirishima to niekoniecznie jakiś pośredni przydupas spośród dziesiątek dostępnych przydupasów, a ktoś, kto od początku swojej niechlubnej "kariery" był traktowany przez szefostwo jako integralna część rodziny.

Piąteczka! Ja też aż przebieram paluszkami na myśl o kolejnych tomikach!

Drugą najważniejszą postacią tej serii jest oczywiście Yaeka, czyli córeczka szefa Sakuragi będąca jego absolutnym oczkiem w głowie. Na pierwszy rzut oka duet ten trochę przypomina Rogiego i Reikę z Jelaousy, choć znów - manga autorstwa Tsukiyi jest zaskakująco normalną, a przy tym niezwykle ciepłą historią. Tutejsza yakuza z zasady swojego działania wydaje się znacznie bliższa rodzinie Gotoda z Prawdziwej bestii, bo od czasu do czasu faktycznie postawią kogoś do pionu (albo znokautują do parteru), ale poza tym są z nich na tyle spoko przyjazne ziomki, że nawet zbłąkanego zwierzaczka potrafią bez zastanowienia ocalić. Taaaak, na polskim rynku mangowym mamy teraz do czynienia z prawdziwą yakuzą wszystkich smaków... Wracając jednak do Yaeki - dziewczynka jest maksymalnie wycofana, a jej odziedziczona po tacie mimika raczej nie pozwala jej na okazywanie szalonej palety emocji. Niemniej jest to bardzo urocza, mądra dziewczynka, która po okazaniu jej troski i zainteresowania odwdzięcza się dziesięciokrotnością słodyczy. Nie chcę też wchodzić za mocno w spoilery związane z fabułą, ale końcówka tomiku niemal doprowadziła mnie do łez, gdy dziewczynka podzieliła się swoimi całkiem ciężkimi przemyśleniami odnośnie nieobecnej mamy. Zdecydowanie trafia do mojej topki najfajniejszych dzieci z mang obok Anyi i "panica" ze SPYxFAMILY oraz Suiki z Dr. Stone.

Ufff, przynajmniej zmienianie pieluch odpada mi z zakresu obowiązków

Jest to pierwsza (a zarazem jedyna) oficjalna manga pani Tsukiyi, która na dodatek doczekała się serializacji w dość specyficznych warunkach. Zamiast bowiem zdobyć serce edytora jakimś ciekawym one-shotem, autorka raz za razem ponosiła konkursowe porażki, aż wreszcie odpuściła i zaczęła publikować w internecie tworzony czysto dla rozrywki komiks z pierwowzorami bohaterów. Ten jednak spodobał się nie tylko fanom, ale i ludziom z góry, którzy zgłosili się z propozycją, aby wydawać mangę jako pełnoprawną serię w magazynie. I oto proszę - Kiedy yakuza zostaje niańką ma już pięć tomów i póki co zanosi się tylko na więcej. Jasne, na pierwszy rzut oka określenie "pierwsza manga" może sugerować jakieś twórcze nieokrzesanie, jednak zapewniam was, że już pierwszy tom prezentuje się naprawdę uroczo i w pełni profesjonalnie. Autorka dysponuje solidnym warsztatem, dzięki któremu zdołała zaprojektować unikalnych bohaterów, a przy tym jest na tyle wyrobiona w ich przedstawianiu, że żadne kadrowanie czy zmiany perspektywy nie są jej straszne. Kirishima zawsze wygląda jak lekko zblazowany on, Yaeka jest spokojną córeczką swojego tatusia, pan szefu niezmiennie wzbudza respekt, i tak dalej, i tak dalej. Gdybym miała porównać z czymś grafikę, to jest to taki Mistrz romansu Nozaki, tylko uwolniony z czteropanelowych więzów.

Ziomale idące na festiwale

Choć nie byłam pewna, czego się spodziewać, to liczyłam na naprawdę kochaną, a przy tym zabawną historię o dwóch istotach, które mimo pochodzenia z kompletnie innych światów oraz dzielącej ich różnicy lat zdołają stworzyć funkcjonującą, polegającą na sobie nawzajem rodzinę. I tak faktycznie jest. Kirishima okazał się absolutnym złotem, który już od pierwszych chwil opieki nad Yaeką zachowuje się nadzwyczaj odpowiedzialnie, a dziewczynka równie szybko jest w stanie poznać się na Kirishimie i wiedząc, jakie dobro się w nim kryje, obdarza go ogromnym zaufaniem. Jedyną wadą serii, jaką umiem dostrzec na ten moment, to długość tomiku, który ma zaledwie niecałe 150 stron. Niemniej jeśli lubicie od czasu do czasu poczuć się jak mięciutkie żelkowe misie, to Kiedy yakuza zostaje niańką rozpuści was bez reszty nawet i tą małą dawką historii.

Nie chcę nic mówić, panie tato, ale pana pozycja jest w tej fabule mocno zagrożona...

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze