Kiedy troje to wcale nie jest tłok - recenzja mangi Kiedy morska bryza tuli pisklę do snu... (jednotomówka)

Dango wyskoczyło z zapowiedzią Kiedy morska bryza tuli pisklę do snu... niczym najprawdziwszy Filip z konopi (jak cała ekipa Filipów z konopi!), decydując się nie tylko ogłosić wydanie pracy Yuu Minaduki, ale przekazało tę radosną nowinę wraz ze zdjęciem palety świeżo pachnących tuszem tomików. Ostatnią - jedyną? - niespodziankę w tym stylu widziałam w 2016 roku przy okazji wydania Acony przez Waneko, no ale wtedy chodziło o miły żart primaaprilisowy... a tu przecież pełnię sierpnia mamy! Czy ten 2020 to faktycznie czas pełen zawirowań na każdym polu i w każdym możliwym grafiku? No cóż... mimo wszystko nie ma na co narzekać, bo zamiast ostrzyć sobie zęby przez kolejne długie miesiące i trzy razy zapomnieć, jakież to nowości przygotowały dla nas rodzime wydawnictwa, wystarczył zaledwie tydzień od ogłoszenia, aby kartonowa koperta z tomikiem pojawiła się w skrzynce. Warto też zaznaczyć, że przy okazji tak nietypowej akcji, w sklepie Dango można zamówić mangę razem z gratisowymi pocztówkami i darmową wysyłką przez calutki miesiąc (czyli do ok. 6 września licząc od zapowiedzi). Tym bardziej postaram się więc nieco rozjaśnić zakupowe rozterki, żeby zdążyć z tego fantu skorzystać.



Tytuł: Kiedy morska bryza tuli pisklę do snu...
Tytuł oryginalny: Hinadori wa Shiokaze ni Madoromu
Autor: Yuu Minaduki
Ilość tomów: 1
Gatunek: dramat, romans, boys love
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Do spokojnego, nadmorskiego miasteczka przeprowadza się pewien młody mężczyzna wraz z kilkuletnim chłopcem. O dziwo nie jest to jednak żaden samotny tatuś po przejściach, ale kompletnie nieobyty w związkach wuj oraz jego siostrzeniec. Okazuje się, że rok wcześniej w samochodowym wypadku zginęła siostra oraz rodzice głównego bohatera, przez co postanawia on zaopiekować się jedynym bliskim członkiem rodziny, który mu jeszcze pozostał. Niestety, choć chęci ma dobre, a serce szczerozłote, to Yuichi - nasz główny bohater - nie potrafi porozumieć się z małym Ayumu. Od tragicznego zdarzenia chłopiec kompletnie zamknął się w sobie, a na jego obliczu nie sposób dojrzeć ani dawnego niewinnego uśmiechu, ani choćby łez tęsknoty. Może chociaż w nowym miejscu będzie im dane zapomnieć o przeszłości i się do siebie zbliżyć... Tymczasem podczas spaceru po nowej miejscowości Yuichi i Ayumu natykają się na niewielki sklepik, skąd dochodzą ich piękne, obiadowe zapachy. Okazuje się, że jest to niewielki przybytek z gotowymi daniami na wynos, prowadzony przez niezwykle przystojnego, charyzmatycznego Ryo. Dodatkowo na wieść o tym, że Yuichi i Ayumu dopiero co się przeprowadzili, sklepikarz oferuje darmowe oprowadzanie po okolicy w cenie grupowej wyprawy po zakupy. W ten oto sposób trójka bohaterów nawiązuje interesującą relację, która dwie doświadczone przez los rodziny zacznie niebawem łączyć w jedną.

Dla fanów lata - skąpana w słońcu okładka, a dla wielbicieli klimy - pocztóweczka z (prawie) holo-śniegiem!

Jak sugeruje to już okładka, wychowywanie małego Ayumu stanowi ważną część historii, jednak wiek oraz charakter chłopca sprawiają, że nie jest to jedyny wątek, jaki oferuje najnowsza jednotomówka z imprintu mochiko od Dango. Owszem, chłopiec wydaje się być zamkniętym w sobie, pochmurnym odludkiem, który nie umie sobie do końca poradzić z nagłą stratą niemal całej rodziny, ale pod innymi względami wydaje się być całkiem zaradnym dzieciakiem oraz dobrym kompanem do rozmów (o czym przekonuje się chociażby Ryo). Dzięki temu odpowiednio dużo czasu zostaje poświęcone wszelkim problemom rodzinnym, a uzupełnienie stanowi oczywiście męsko-męski romans. Autorka zaznacza jednak w posłowiu, że zrezygnowała z przedstawienia etapu zauroczenia między bohaterami i o ile od strony Ryo jest to całkowicie zasadne, tak trochę mnie zaskoczyło, jak sprawnie Yuichi przechodzi do porządku dziennego ze swoimi uczuciami względem przystojnego pana sklepikarza. Szybko jednak zaakceptowałam taki stan rzeczy, bo w tak spokojnej obyczajówce raczej nic by nie dały próby wyważania już otwartych drzwi, to znaczy - opisywania, jak jeden z bohaterów stopniowo odkrywa zupełnie nowy pociąg do tej samej płci. My, czytelnicy BLek, i tak dobrze wiemy, że innego końca świata nie będzie (i trochę nie ma prawa być).

A oto przyczajony hint fabularny w swoim naturalnym środowisku.

Ryo to bardzo ciekawy, niejednoznaczny bohater. Z jednej strony sporo przeszedł, a jego dzieciństwo z pewnością nie plasuje się w czołówce tych uznawanych za powszechnie najszczęśliwsze (jak już to zajmuje zupełnie przeciwległą stronę skali). Z drugiej jednak strony sam regularnie wyrządzał wielu ludziom krzywdy i nie da się tego usprawiedliwić samą traumą. Owszem, nie stał się bezduszny sam z siebie i nie zasłużył na to, jak wcześniej traktowała go rodzina, ale już z pewnością zapracował sobie na pogardę tych, których zaufania nadużył. Zresztą - nikt nie próbuje później uzyskać żadnego przebaczenia i uważam to za bardzo realistyczne podejście. Ot, życie to nie uroczy film, gdzie końcem końców wszystkie wątki znajdują happy end, a jak już, to częściej urazy towarzyszą ludziom aż do samej śmierci. Osobistym wybawieniem staje się jednak spotkanie dobrodusznego Yuichiego oraz Ayumu, a ich relacja udowadnia Ryo, że miał po prostu pecha, a nie że cała ludzkość jest podła, więc z automatu przysługuje mu prawo do zabawy uczuciami wszystkich, których tylko pozna. Yuichi to znów klasyczna cynamonowa buła - jest całkowicie przeciętny w swojej w pracy, za kulinarny sukces można uznać to, że przynajmniej nic mu nie eksploduje, a na polu uczuciowym już od wielu lat panuje ugór aż po sam horyzont. Normalnie nikt by się nie zainteresował taką totalną pociechą... no ale przypadek Ryo nie jest normalny. W końcu potrzebuje nie amanta czy spragnionego uciech cielesnych bawidamka, tylko kogoś, kto ceni sobie opiekuńczość - i to okazywaną w obie strony.

Kto kabe-donem wojuje... ten od kabe-dona się zakochuje!

Rysunki całkiem przypadły mi do gustu, choć nie ukrywam, że przez kilka pierwszych stron bałam się, że solidna linia szczęki - i nie tylko szczęki - u Ryo będzie zwiastunem grubo ciosanego yaoi rodem z początku tego wieku (a może po prostu zmyliła mnie niezwykle śliczna, sielska okładka i dlatego kontrast wydał się większy niż był naprawdę?). Ale nie! Bohaterowie są po prostu odpowiednio męscy, postawni i faktycznie wyglądają na swój wiek, co jest o tyle dużą zaletą, bo BLkowe obyczajówki częściej opowiadają o licealistach lub o świeżo upieczonych studenciakach. Co ciekawe, jak na całkiem solidną grubość tomiku wystąpiło w nim zaskakująco mało scen seksu. Oczywiście nie oceniajcie mnie źle! To nie tak, że po yaoi oczekuję jedynie zaspokojenia najprostszych potrzeb, aczkolwiek mając do czynienia z postaciami tuż przed trzydziestką... z czego jeden ma niezwykle bogate doświadczenie w temacie zabawiania partnerów i partnerek na różne sposoby... oczekiwałam chyba tej jeden bardziej rozbudowanej sekwencji, która eksponowałaby talenta Ryo. Tymczasem jeśli już dochodzi do zbliżenia, to jest to pokazane raczej oszczędnie (i bez żadnych widocznych penisków, chlip, chlip), choć oczywiście wciąż celując w widownię 18+.

To w mangach yaoi też tak można?!

Mniej więcej w połowie tomiku udało mi się wyłapać dość zabawny błąd - po scenie, kiedy Yuichi godzi się z Ayumu w sklepie Ryo, sklepikarz rzuca uwagę: "Nie spodziewałem się, że w moim sklepie będę świadkiem wyciskającej łzy sceny rodem z telenoweli w moim sklepie". Ryo, czy ty chcesz w ten sposób zasugerować, że w twoim przybytku można nie tylko kupić pyszne, domowe żarełko, ale też kręcisz tam jakiś serial? Poza tym drobnym chochlikiem całą resztę tomiku czytało mi się bardzo dobrze (tłumaczeniem zajmowała się doświadczona Kinga Zielińska, która ma pod swoją opieką również Marcowego Lwa czy nie tak dawno temu zakończone Nasze marzenia o zmierzchu). Warto również pochwalić w tym miejscu druk, bo wygląda naprawdę dobrze i bez trudu radzi sobie ze wszystkimi ciemnymi szarościami i mocno ziarnistymi rastrami, którymi operuje tu Minaduki-sensei. No i oczywiście chwali się urocze dodatki, dołączone do takiej-jakby-ciut-udawanej-przedpłaty. Już kupując trzeci tomik Kompleksu sąsiada bardzo spodobał mi się pomysł z gwiaździstą holo-folią, dlatego miło, że nie był to jednorazowy eksperyment.

No i o to właśnie chodzi, mój cny padawanie. No i o to własnie chodzi...

Kiedy morska bryza to szczera, mimo wszystko całkiem spokojna obyczajówka (a nie czysty, rasowy romans, jak można się tego z automatu spodziewać po yaoi) traktująca o dorosłych mężczyznach, którzy mimo braku szczęścia w miłości wciąż podświadomie szukają szansy na to, by stworzyć pełen ciepła i troski dom. Klimat małej, nadmorskiej miejscowości też zrobił dużo dobrego i chociaż nie jest to wcale tak intensywnie wakacyjna opowieść, jak sugeruje to okładka, to jednak odpowiednio zbalansowana dawka dramatu i ciepłych okruchów życia idealnie poprawiła mi humor na dwa parne, urlopowe wieczory. Gdyby autorka zdecydowała się na stworzenie jakiejś kontynuacji o dalszym życiu całej trójki, najlepiej okraszonej mnóstwem scen posiłków i wspólnego gotowania, to z pewnością kupiłabym ją w ciemno. W obecnej formie manga też się jednak sprawdza i zdecydowanie warto dać jej szansę, jeśli lubicie motywy zmagania się z opieką nad dziećmi (szczególnie takimi nieirytującymi, co finalne daje +10 do lektury).

Co masz ochotę zjeść na kolację? Ryż z warzywami? Curry? A może... mnie?

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze